czwartek, 25 lipca 2019

"Żywioły Karteru" Meridiane Sage

Tytuł: Żywioły Karteru  Auotr: Meridiane Sage  Wydawnictwo: WasPos  Ilość stron: 312  Moja ocena: 8,5|10
"Na twarzach zebranych malowała się powaga. Nikt nie ośmielił się zakłócić ciszy, która zawisła nad zamgloną polaną... Ciszy tak idealnej, że aż przerażającej. Tej nocy wszystko się zaczęło."


     Przeglądając czeluście internetu przez przypadek trafiłam na tę oto książkę, czytam sobie na spokojnie recenzję i nagle ogarynam, że przecież znam ten tekst, przetrzepałam całą pamięć (do najlepszych to ona nie należy i zamiast ważnych rzeczy przeważnie zapamiętuję bzdury) i mnie olśniło. Otóż jak byłam młodsza, duuużo młodsza to zaczytwałam się w blogach, normalnie uzależnienie jak ta lala i trafiłam właśnie na opowiadanie, które teraz jest pod postacią książki, przeglądałam stare konto i znalazłam owego bloga, jak miło sobie to wszystko przypomnieć.

     Karter dzieli się na frakcje – Ignisi, Aquariusi, Ventusi i Terraci, czyli odpowiednio ogień, woda, powietrze oraz ziemia. Co jakiś czas spośród nastoletnich obywateli wybiera się czwórkę reprezentantów z każdej frakcji, aby pełnili rolę Strażników, którzy mają za zadanie chronić kraj przed Nerimi (prościej rzecz ujmując przed wampirami). Czyż autorka nie jest oryginalna? Jestem wręcz zakochana w tej powieści, podoba mi się niezwykle stworzone uniwersum, ale o tym później, bo znowu się zapędziłam. Przejdźmy dalej, właśnie na Strażników zostali wybrani Alexander, Katherine, Fallen oraz Elizabeth, zaczynają oczywiście od treningu, zresztą dosyć intensywnego, dopiero wówczas są wysyłani w teren wraz z bronią, którą sobie dobrali na początku treningu. 
"Istniało życie i istniała śmierć. To pierwsze właśnie dobiegało końca, podczas gdy drugie otwierało swe bramy."
     Alexander jest Ignisem, jest to taki typowy złoty chłopiec, który mimo dobrej rodziny nie jest rozpieszczony, jest niezwykle miły i taki aż za słodki (przynajmniej według mnie), bardziej do gustu przypadł mi Ventus. Fallen ma dosyć hardy charakter, wypracowały go lata spędzone w rodzinie z toksycznym ojcem, który niestety zbyt dobrze ich nie traktował, generalnie musicie wiedzieć, że biedak za łatwo w życiu nie miał, jego ojciec był łowcą Nerimich i wychowywał dosyć ciężką ręką, dosyć gburowaty i ironiczny typ, ale ja to chyba mam do takich słabość. Rin to Aquariuska, na początku odniosłam mylne wrażenie głupiutkiej blondyneczki, która lamentuje po złamaniu paznokcia, okazała się naprawdę odważną dziewczyną, która nie boi się poświęcić dla przyjaciół, tu również mniej przypadła mi do gustu ta postać, bardziej odpowiadała mi druga damska postać. Wiadomo już, że Ellie jest Terratką, to dosyć nieśmiała dziewczyna, ale jednocześnie jest otwarta na nowe znajomości, bardzo szybko zaprzyjaźnia się zresztą, oprócz Fallena, bo to gbur i już od początku jej dogryzał, ale wiecie Kto się czubi ten się lubi, zatem łatwo się domyśleć, że coś prędzej czy później między nimi się zadzieje.

     Akcja była wartka, autorka bardzo płynnie przechodziła od sceny do sceny. Co więcej jej pióro wydaje mi się dobre i przede wszystkim dopracowane, używa także przystępnego i dosyć zrozumiałego języka. Stworzone uniwersum było dla mnie jak powiew świeżości wśród książek, które aktualnie czytam, autorka dopieściła wszystko, łącznie z najmniejszymi szczegółami. Bohaterowie są barwni, mogę się pokusić nawet o stwierdzenie, że trójwymiarowi, łatwo ich sobie wyobrazić, bo ich również autorka dopracowała, jak wspominałam moimi ulubionymi postaciami byli Fallen i Ellie, dlaczego? Nie jestem do końca pewna, ale to oni głównie pojawiali się na pierwszym planie. Myślę, że i wam przypadną do gustu, mieli nieco ciekawsze historie od pozostałej dwójki do opowiedzenia. Okładka niestety zbyt ładna nie jest, ale co można o niej powiedzieć to fakt, iż do typowych nie należy, niemniej jednak jak dla mnie nie oddaje klimatu książki i myślę, że gdyby nie opis to niestety, ale gdybym zobaczyła okładkę na półce to raczej bym się nie zainteresowała. Nie ukrywajmy, jesteśmy w większości wzrokowcami i tu powiedzenie Nie oceniaj po okładce, nie ma zbytniego pokrycia. 
"Kiedy ludzie zbyt mocno zaczynają wierzyć we własną potęgę i szczęście, coś zawsze przypomni im, jak słabi są w rzeczywistości."
     Reasumując, pod względem fabularnym podobała mi się naprawdę bardzo, zauważyłam oczywiście pewien schemat w wątku miłosnym, ale na to mogę przymknąć oko, bo te schematy przechodzą już do codzienności. O bohaterów czepiać się nie można, według mnie są naprawdę akceptowalni, dopracowani no i czuć od nich tą prawdziwość. Jest to nie tylko powieść o walce dobra ze złem, ale także ukazuje jak bardzo ważna w życiu jest przyjaźń czy też miłość. Polecam szczerze mimo właśnie tej wtopy z okładką, no nie jestem z niej zbytnio zadowolona, za to nadrabia treścią. Miłośnikom fantastyki z wątkami romantycznymi, intrygi, zdrady i przede wszystkim z dobrymi bohaterami powinna się spodobać. 

Pozdrawiam, Sara ❤

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Komentując zostawiasz po sobie niezmywalny ślad i przy okazji motywujesz do działania. Zostaw w komentarzu adres swojego bloga, na pewno odpowiem :)

Szablon dla Bloggera stworzony przez Devon. Wszelkie prawa zastrzeżone. ©Sara Kałecka