czwartek, 30 stycznia 2020

"Humaniści w kosmosie - groteski science-fiction" Mel Lallande

Autor:Mel Lallande Tytuł: Humaniści w kosmosie - groteski science-fiction Wydawnictwo: NovaeRes  Liczba stron: 211 Ocena: 5,5|10

"Rysujemy na ścianach jaskiń, aby utrwalić swoją bytność. Chcemy mieć pewność, że gdy umrzemy, zostanie coś po nas. Choćby ten jeden jedyny rysunek. W ten sposób przetrwamy."
     Humaniści w kosmosie już samo w sobie zawiera nutkę humoru, a przynajmniej ja tak to odebrałam. Trochę może myśląc o kosmicznej stacji McDonalda, gdzie sprzedają szejki o smaku milky way'a (hehe no, bo droga mleczna hehe, nie?). Jakże byłam zdziwiona, gdy ten zbiór opowiadań zaczął się dość niespodziewanie. Trzy małe świnki i Czerwony kapturek wprowadziły mnie w stan, w którym zaczynałam zastanawiać się czy autorka nie pisała własnej wersji znanych bajek, które umieściła w kosmosie za sprawą umiłowania do twórczości Stanisława Lema.
     Rozczarowanie pierwszym opowiadaniem prysło jednak wraz z nadejściem kolejnych. Ziemia niezdatna do życia z powodu naszych własnych działań, a nawet zwykłej bierności na toczące się na naszej planecie zniszczenie.
     Nie dajcie się zwieść tytułowi. Sugerować by można było, że lektura jest niczym idylla życia poza obrębem naszej planety matki. A tu jednak zaskoczenie.
     Jesteśmy gatunkiem, który cały czas gna do przodu, aby coś udoskonalić, stworzyć, sklonować, zaprogramować i gdzieś w tym biegu w kierunku wygodnego życia nie zastanawiamy się dokąd to wszystko zmierza, natomiast jest to wyraźnie przedstawione jak mogłoby to wyglądać, gdybyśmy rozwinęli się technicznie, a sztuczna inteligencja byłaby wszędzie. Metody inwigilacji, kontrola społeczeństwa, a wszystko przedstawione w śmiesznej (często przesadzonej) odsłonie, ale przecież to groteska. Może to po to, aby czytelnik nieważne jak niedomyślny by nie był, to takiej ilości przekazu nie mógłby ominąć?
     Opowiadanie Humaniści w kosmosie ocieka wręcz dialogami, które skłaniają do refleksji przez co czytelnik może zatrzymać się i zastanowić nad wieloma kwestiami. Choć może to bardziej indywidualne przeżycia...  Poniżej luźniejszy dialog pomiędzy postaciami

"-Czy imię i nazwisko ściśle związane jest z mową i pisaniem? Neandertalczyk nie umiał ani jednego, ani drugiego, i jak wiemy, nie miał żadnego imienia.
-To, że nie posługiwał się żadną znaną obecnie zbitką liter, to nie znaczy, że nie miał imienia.
-Yggr. Grrrm. [...] Może to były ich imiona?
-Neandertalczyk Stefan, jak to pięknie brzmi.
-Pewnie mają swoje własne testy IQ [...]
-Ale cóż kryje się pod pojęciem inteligencji? Abstrakcyjne myślenie? Dostosowanie się do sytuacji i zmian? Wiedza ogólna?
-Wiedza ogólna jest nieprzydatna, jeśli nie potrafisz jej używać, zmieniać w bardziej abstrakcyjne myślenie. Wtedy jeszcze bardziej może wskazywać nasze braki intelektualne. Natomiast w myśleniu abstrakcyjnym czasami można się zgubić. Ktoś będzie rozmawiać o rzeczach trywialnych, a ty będziesz to nad-interpretować."
Szczerze mówiąc to było to jedyne opowiadanie, które miało coś wspólnego z tytułem. Pozostałe były albo działaniami i ich konsekwencjami na naszej planecie, albo dziwnymi wydarzeniami, które znalazły się w książce przez przypadek. Historii jest sześć, a trzy z nich były dobre. Reszta bujała się w tej przestrzeni kosmicznej i chyba tam powinna zostać. Pozdrawiam cieplutko ^_^

Klaudia 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Komentując zostawiasz po sobie niezmywalny ślad i przy okazji motywujesz do działania. Zostaw w komentarzu adres swojego bloga, na pewno odpowiem :)

Szablon dla Bloggera stworzony przez Devon. Wszelkie prawa zastrzeżone. ©Sara Kałecka