wtorek, 15 grudnia 2020

"Ścigana" Tess Gerritsen


Tytuł: Ścigana  Autor: Tess Gerritsen  Tłumaczenie: Maria Świderska Wydawnictwo: HarperCollins Liczba stron: 235 Ocena:6,5/10 

Ścigana to już druga powieść Tess Gerritsen, która trafiła w moje ręce. Pierwsza była świetna i bardzo przyjemnie mi się ją czytało. Chociaż chciałam sięgnąć po więcej książek tej autorki, to jednak gdy wybierałam tę, nie skojarzyłam zupełnie nazwiska, bo zwyczajnie na nie nie spojrzałam. Gdy zdałam sobie sprawę, że autorka ostatnią historią  przypadła mi do gustu, z chęcią zabrałam się za kolejną - tym razem o Clei.
Chyba trochę za dobrze się nastawiłam.

Dziewczyna o której wyżej wspomniałam jest złodziejką. Fachu nauczyła się od swojego wujka, którego przez długi czas uważała za autorytet. Pewnego dnia jednak postanawia zacząć żyć uczciwie. Wszystko idzie gładko, jednak pewnego dnia znajduje się w miejscu, w którym nie powinna się znaleźć - na statku płynącym do Brukseli. Łódź idzie na dno, a ocalała załoga zostaje zabita przez ludzi podających się za ratowników. Clea jako pasażerka na gapę zdołała się uratować, kiedy jednak jednak szuka sprawiedliwości, ściąga na siebie uwagę tych z którymi nie powinna zadzierać. Aby przeżyć musi zmieniać wygląd i być w ciągłym ruchu, a także szukać dowodów, które mogłyby obciążyć tego, który czyha na jej życie. Gdy postanawia włamać się do domu Guya Delanceya, nie spodziewa się, że natknie się na innego złodzieja.

Cała historia  brzmi ciekawie i miała naprawdę spory potencjał, żeby być tak dobra jak poprzedniczka, jednak w międzyczasie pojawił się dianopalmerowy i nororobertsowy alarm, który gdzieś po drodze zatrzymał akcję.
Początek przedstawia nam niezależną kobietę, która radzi sobie w każdej sytuacji i wielokrotnie unika śmierci tylko dlatego, że działa samodzielnie i jest sprytna (czasem co prawda pojawia się anioł stróż, jednak bardzo rzadko). Nagle jednak gdy spotyka Jordana, to oddaje całe działanie w jego ręce. I żegnaj silna niezależna kobieto, którą podobno byłaś przez całe życie. I nie chodzi tutaj, że to źle polegać na facecie, ale skoro działanie w pojedynkę i nieufanie nikomu jest tutaj takie ważne, to dlaczego ten mężczyzna w tak krótkim czasie zyskał kontrolę nad jej działaniami? Jeśli to nie magiczne fluidy, które wyczuwała Clea, to nie wiem co było powodem.
Cały potencjał dobrej historii został zniszczony przez to, że bohaterowie musieli się na siebie natykać wszędzie, zawsze i to w wymyślonych wydarzeniach ludzi z wyższych sfer, tylko po to, żeby akcja jakoś została pociągnięta do przodu. Później jak już nabiera rozpędu i wydawałoby się, że wraca na dobre tory, a nasza główna bohaterka powoli odzyskuje swoją twarz niezależnej kobiety, to już kilka stron dalej ją traci, a wszelkie wydarzenia zostają spłycone, a nawet pominięte bez jakiegoś dłuższego wytłumaczenia. Tak jakby autorka miała pomysł i już się wkręcała w akcję, ale nagle zdała sobie sprawę, że przecież to ma być bardziej romans, a mniej thriller, więc wszystko trzeba szybko upchnąć, ścisnąć i zrobić tak, żeby grało.

Wszystko poza głównymi bohaterami i standardową wredną, niezbyt mądrą cizią, która zawsze w takich pozycjach musi się pojawić, to resztę mogę zaliczyć jako bardzo ciekawe i nie mam się już do czego przyczepić (tak jakby poprzedni akapit to było mało :P ). W porównaniu do Z zimną krwią, pozycja wypada blado, ale nadal uważam ją za lepszą od innych harlequinów.

Pozdrawiam, Klaudia 👱

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Komentując zostawiasz po sobie niezmywalny ślad i przy okazji motywujesz do działania. Zostaw w komentarzu adres swojego bloga, na pewno odpowiem :)

Szablon dla Bloggera stworzony przez Devon. Wszelkie prawa zastrzeżone. ©Sara Kałecka