niedziela, 15 października 2017

"The Call. Wezwanie" Peadar O'Guilin


Tytuł: The Call. Wezwanie

Autor: Peadar O'Guilin

Ilość stron: 352

Wydawnictwo: Czwarta Strona


Moja ocena:  9|10





Pewnego dnia wszyscy staniemy się nimi, a dla Sidhe będzie to większe zwycięstwo, niż gdyby nas wszystkich wybili.


     Ta książka intrygowała mnie aż od dnia premiery, zastanawiałam się dlaczego i na jakiej podstawie porównywana jest do Igrzysk Śmierci. Podchodziłam do niej nieco sceptycznie, nie chciałam mieć zbyt wygórowanych oczekiwać. To moje pierwsze spotkanie z Peadarem O'Guilinem, jakie wrażenia? Aaaa, spokojnie, na wszystko przyjdzie czas.
Ale ludzie lubią szokować słowami, prawda?
     To właśnie czas jest istotny w życiu każdego ucznia, Wezwanie czeka absolutnie każdego, a kto przeżyje... No cóż, niewiele mogę zdradzić. Główną bohaterką jest Nessa Doherty, dziewczynka chora na polio, czyli jak można wywnioskować ma marne szanse na przeżycie. Jako przelotne główne postacie można uznać Megan i Anto, przyjaciół Nessy. Podobała mi się ich wola walki, która pokazywana była na każdej stronie, a zadziwiał mnie fakt, że Wezwanie w ich świecie trwało zaledwie 3 minuty i plus minus 4 sekundy a w  świecie Wezwań (nie chcę za dużo zdradzać) nawet do paru godzin. Autor stawiał na emocje, wzbudzał w czytelniku litość, smutek i czasem nawet złość, zdarzało się też, że wywoływał radość, a także nutkę nadziei. Przyznaję, iż pierwsze trzydzieści stron szło mi topornie i byłam na etapie zakończenia dalszego czytania, aczkolwiek postanowiłam, że dokończę to co zaczęłam z czystej ciekawości.
To normalne, że młoda osoba wyobraża sobie śmierć współtowarzyszy zawsze, kiedy ci się rozpraszają. Kiedy, jak Megan teraz, spędzają za dużo czasu w łazience.
     Bohaterowie wykreowani przez Peadara są nietypowi, niezwykle dojrzali jak na 13-14 lat, a także przepełnieni wolą walki. Po przeczytaniu z czystym sercem mogę przyznać, że faktycznie jest dość podobna do Igrzysk, ale tylko w niektórych aspektach. Nie dziwi was to, że dopiero teraz wspomnę o okładce? I tym razem nie zawiodłam się na okładkach od Czwartej Strony, The Call na pierwszy rzut oka wydaje się dość minimalistyczna, ale podobnie jak Żniwiarz skrywa za skrzydełkiem niezwykłą grafikę. Kolorystyka, która utrzymana jest w czerni i czerwieni jest dość przyjemna dla oka, wzbudza poczucie powagi fabuły. Tajemnica skrywana przez tę książkę jest intrygująca i wciągająca, a nawet nieco przerażająca.

Chce jej się płakać, ponieważ jaki może być lepszy dowód na własne zło, niż tożsamość sojuszników?
     Nie chcę nic więcej zdradzić, to miało tylko was zaciekawić 😁, więc przejdę już do podsumowania.
Narracja jest przeplatana i trzecioosobowa, co nawet przyjemnie się czyta. Bohaterowie tak jak wspominałam są niebanalni  i interesujący, niesamowicie dojrzali jak na swój wiek. Fabuła choć nieco podobna do Igrzysk to i tak innowacyjna i ciekawa. Przyjemna i przyciągająca oprawa graficzna to dla mnie podstawa, a tym bardziej dla innych srok okładkowych, a ta totalnie wyróżnia się na tle innych. Nie mogę się doczekać kontynuacji, choć przypuszczam, że przeczytaniu tej mam nieco wysokie wymagania i przyznam, że zżera mnie ciekawość i mam ogromną nadzieje na równie spore zaskoczenie jak tu, a także równie ciekawą powieść, bo tu zakończenie nie zostawiło zbyt dużego pola do popisu. Polecam każdemu, kto szuka przygody na jesienne wieczory, góra dwa-trzy, bo się czyta dość szybko. A ja powracam do zastanawiania się co autor przygotował dla nas w kolejnej książce :)

Pozdrawiam, Sara ❤
Szablon dla Bloggera stworzony przez Devon. Wszelkie prawa zastrzeżone. ©Sara Kałecka