wtorek, 24 marca 2020

[PATRONAT] "Świt legend" Mariusz Walczak

Tytuł: Świt legend Autor: Mariusz Walczak Wydawnictwo: AlterNatywne Liczba stron: 206 Ocena: 6/10
"Nie wierzysz w przeznaczenie?Oczywiście, że nie. Istnieje tylko splot niefortunnych zdarzeń i decyzji."

     Świt legend to tytuł do którego musiałam podejść drugi raz, bo pierwsza próba sięgnięcia po tę pozycję okazała się niewykonalna.  Pozycja trafiła pod pełno-kulturkowe skrzydła, także przeczytanie było pewnego rodzaju misją, której się podjęłam.
Zanim jednak zaczniemy od przedstawienia minusów i plusów tej oto książki, dowiedzmy się o czym ona jest.

     Historia zaczyna się gdy trójka przyjaciół trafia do lasu, gdzie czai się mnóstwo niebezpieczeństw. Jednym z nich są bardowie, którzy dołączają się do podróżnych, snują powieści i zakańczają żywoty swoich słuchaczy. Nasza grupa nie jest wyjątkiem. Bard jednak nie wydaje się chcieć nikogo zabić, chce jednak aby ktoś w końcu usłyszał jego historię.
Uwaga drodzy czytelnicy, musicie wiedzieć, że teraz zaczynamy kolejną opowieść w opowieści. A początkowe wprowadzenie było najprawdopodobniej tylko po to, aby móc jakąś rozpocząć tę książkę.
"Człowiek bez celu jest jak pusta skorupa."
     Sara i Hector to przyjaciele mieszkający w jednej wiosce. Chłopak od zawsze marzy o wielkich przygodach i bitwach. Cały czas jednak daje przekonywać się o pozostaniu w domu trochę dłużej. Pewnego dnia znajdują w lesie nieprzytomnego i rannego chłopaka, który niedługo później sprowadza na ich wioskę zagładę. Od tej pory muszą radzić sobie sami. Chcą jednak pomóc przybyszowi Mateo i pomóc mu zakończyć wojnę między Bahal, a całą resztą.

     Nie ukrywam, że pozycja zapowiadała się bardzo interesująco. Nie zmienia to jednak faktu, że zabierałam się za nią dwa razy. Wynika to z tego, że na wstępie tej głównej historii opowiadanej przez barda,  jesteśmy zasypani informacjami o wielu istotach, a także miejscach, które tak naprawdę w późniejszym czasie nie mają większego znaczenia. Jest to jednak chwilowy zalew, który później już nie jest taki straszny.

     Plusem jest na pewno wartkość akcji, która  tutaj biegła nieprzerwanie. Oczywiście ma to swoje minusy, ponieważ nie mieliśmy dłuższych chwil na przemyślenia. Gdzieś zgubił się sens przyczynowo-skutkowy. Gdy jedno wydarzenie się kończy, a cała akcja powoli się zatrzymuje, nagle pojawia się jakaś postać nie wiadomo skąd i dalej napędza wszystko. To tak jakbyście cały czas opowiadali jedną rzecz i to bardzo szybko bez oddychania, żebyście nie zapomnieli co chcecie powiedzieć.

     Jest masa miejsc, które nas sobą zasypują. Myślałam, że ważne będzie je zapamiętywać, jednak były tylko czymś o czym warto wspomnieć i nie miały w sumie żadnego innego celu bycia.
Same postacie są dwuwymiarowe. Nie poznajemy ich ani od środka, ani od zewnątrz. Nie mogłam nawiązać do nich żadnych uczuć, a nawet im dopingować.
"Źle się dzieje, jeśli żywi kroczą pośród zmarłych."
     Samo zakończenie i przygody były ciekawe. Miejsca, potwory, a nawet zagadki i cała ta sieć kłamstw były czymś, co wybijało tę pozycję.
     Brakowało tutaj jednak stopniowego wprowadzania informacji ( jeśli już musiały się pojawiać), rozwinięcia całej historii na dłuższy okres czasu, aby to wszystko nie przypominałoby sprintu od pierwszego rozdziału do ostatniego, no i najważniejsze - stworzenie bohaterów, aby  przypominały tych z krwi i kości, a nie takich zwykłych suchych z zaschniętego atramentu. Jedyną postacią, która miała tutaj potencjał i głębszą osobowość był Revan.

     Czy polecam? Na pewno dla czytelników, którzy lubią wartką akcję bez zbędnego gadania postaci, będzie to pozycja idealna.
     Mnie osobiście nie do końca przypadła do gustu ze względu na zbytni ścisk wszystkich wydarzeń, jednak sama historia działa się szybko i tak też się czytało. Pozdrawiam

Klaudia

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Komentując zostawiasz po sobie niezmywalny ślad i przy okazji motywujesz do działania. Zostaw w komentarzu adres swojego bloga, na pewno odpowiem :)

Szablon dla Bloggera stworzony przez Devon. Wszelkie prawa zastrzeżone. ©Sara Kałecka