środa, 29 lipca 2020

[FRAGMENTY] "Tylko umarli mogą powstać" D.B. Foryś cz.2




[...]
Dygocząc ze strachu i wrzeszcząc wewnętrznie, ścisnęłam ukryty w kieszeni świstek papieru, by sobie przypomnieć, dlaczego tu przyszłam. Była to fotografia albo raczej mało wyraźny kadr z kamery miejskiej, przedstawiający rozmytą postać. W niedużym stopniu odnalazłam w niej podobieństwo do Remiela, choć równie dobrze mógł to być przypadek. Z pewnością nie takiej wskazówki oczekiwałam, niestety to wszystko, co do tej pory udało mi się uzyskać. Zdjęcie zostało zrobione niedaleko stąd, a jako że Remi był medium, poszukiwanie go w nawiedzonym domu wydawało się oczywistym wyborem.

Ruszyliśmy w głąb korytarza, mijając po drodze otwarte pomieszczenia, aż dotarliśmy do jedynych zamkniętych drzwi. Otworzyliśmy je i weszliśmy do małej salki rozjaśnionej bijącym od okien blaskiem księżyca. Znajdował się w niej okryty gęstą pajęczyną kredens, sfatygowany stół oraz zestaw równie rozklekotanych krzeseł. To wszystko. Po Remim nie było śladu. Firanki powiewające na przedostającym się przez szczeliny w oknach wietrze zdawały się jedyną oznaką życia w tej scenerii rodem z horroru. Przynajmniej do czasu, bo nagle w powietrzu rozniósł się dźwięk rytmicznego kołatania. Zadrżałam.

– Sprawdzimy górę? – spytałam, siląc się na spokojny ton. Kilian wyglądał na tak samo zaniepokojonego jak ja. Zbladł i napiął mięśnie, jakby się obawiał, że w każdej chwili coś mogło nas zaatakować.

– Byle szybko – mruknął niechętnie. – Potem spadamy.

Przyspieszyliśmy, idąc w dół korytarza. Z łomoczącym sercem przemknęłam przez siedlisko zjaw, uparcie ignorując stukania i jęki, byleby tylko dotrzeć do holu.

Niestety ciemność nie działała na naszą korzyść. Byliśmy mniej więcej w połowie drogi, gdy niespodziewanie grunt zaczął usuwać się nam spod stóp. Stawiając ciężkie kroki, musieliśmy naruszyć spróchniałe i przeżarte przez korniki deski podłogowe, bo zatrzeszczały, zaskrzypiały, po czym razem z nimi runęliśmy piętro niżej.

Upadłam plecami na beton, pogrążając się w ciemności. Siła uderzenia zaparła mi dech. Kilian mną potrząsnął. Chyba na moment straciłam przytomność, ponieważ jego głos z trudem docierał do najdalszych zakamarków mojego umysłu.

Zamrugałam.

– Nic mi nie jest – wydusiłam. Wokół mnie roiło się od kłębów kurzu i odłamków drewna. Zakaszlałam, mrużąc oczy. – Z tobą w porządku?

– Tak. – Wstał i otrzepał spodnie, następnie podał mi rękę.

Złapałam za nią, rozglądając się dookoła.

Zdawało się, że wylądowaliśmy w piwnicy. Staliśmy pośrodku spiżarni lub czegoś, co mogło nią kiedyś być. Przy ścianach ustawiono wypełnione słoikami regały, zwisały z nich też przywiązane pęki suszonych ziół. Gdzieniegdzie leżały także puste worki po produktach spożywczych. Natomiast w jednym z kątów dostrzegłam ubrudzony śpiwór, opakowania po konserwach oraz plastikowe butelki po wodzie.

– Widzisz to? Ktoś tu sypiał. – Wskazałam dłonią porozrzucane rupiecie. – Myślisz, że to on?

– Możliwe – bąknął, wzruszając ramionami. Popatrzył wokół, podszedł do szafek, zaczął je przeglądać i szukać jakiejś wskazówki. Chyba jej nie znalazł, bo zaraz kopnął puszkę po jakimś gazowanym napoju. Sięgnął jeszcze na półkę, zdjął z niej pogniecione pudełko, po czym odłożył je na miejsce, gdy okazało się puste. – Ale nawet jeśli, już go tutaj nie ma – stwierdził wreszcie. – Wynośmy się stąd.

Kilian pociągnął mnie do usytuowanych między półkami drzwi, skąd przedostaliśmy się do prowadzących na górę, wąskich schodów. Nie trafiliśmy jednak z powrotem do domu. Przejście wyprowadziło nas do ogrodu. Przed nami rozciągały się rzędy uschniętych krzewów, pomiędzy którymi – w centralnym punkcie – stał trzepoczący na wietrze, sfatygowany strach na wróble.

Na jego widok oboje aż podskoczyliśmy. Tego było za wiele na nasze zszargane nerwy.

– Przypomnij mi, dlaczego ja się w ogóle z tobą spotykam? – wychrypiał demon.

– Długie nogi, kochanie – szepnęłam. – I cycki.

Zaśmiał się, mocno mnie przytulając.

– Powtarzaj mi to, proszę, raz na jakiś czas.


***


Podkręciłam ogrzewanie na maksimum, kiedy Kilian wyjeżdżał z podjazdu. Spotkanie z duchami wyziębiło mój organizm do cna. Czułam się tak, jakby temperatura na dworze nagle spadła o kilkadziesiąt stopni, a było to niemożliwe, nawet pod koniec roku.

– Jakieś kolejne, genialne pomysły? – spytał Kilian, gdy jechaliśmy wzdłuż ulicy. – Czy dasz już sobie spokój? Moim zdaniem Remiel wcale nie chce zostać znaleziony.

– Tego nie wiesz. – Umieściłam skostniałe dłonie w strumieniu ciepłego powietrza i potarłam nimi o siebie. Musiałam się rozgrzać. – Poza tym jego wiedza może nam się przydać.

– Znajdzie nas, kiedy będzie na to gotowy – odparł lakonicznie. – Szukanie go na siłę nie ma sensu. Tracimy tylko czas.

– Jesteś zły? – Zmarszczyłam brwi.

– Nie no skąd – prychnął.

– Dlaczego? Co znowu zrobiłam nie tak?

– Ty? – Łypnął na mnie z ukosa. – Nic…

Rany boskie… co ja z nim mam?!

Prowadził, więc ostrożnie przysunęłam się bliżej i pocałowałam go w policzek. Nie oderwał wzroku od drogi ani na sekundę. Delikatnie przeczesałam jego włosy, chcąc tą metodą wymusić na nim jakąś odpowiedź, ale i to nie poskutkowało. Wciąż patrzył przed siebie, poruszał szczęką oraz wolno oddychał, jakby próbował zachować spokój.

Objęłam go za szyję, skubiąc zębami płatek ucha. Wyczułam przyspieszone tętno Kiliana, zachwiany rytm serca i zagubioną kontrolę nad emocjami, jednak odwzajemnił pieszczoty dopiero wtedy, gdy pomału zawędrowałam opuszkami do wybrzuszenia jego spodni. Zjechał na pobocze, po czym posadził mnie sobie na kolanach.

Nadal był nadąsany. Odgadłam to po sposobie, w jaki dotykał mojego ciała. Robił to mocno i nachalnie, wręcz zaborczo, mimo to mogłam w tym także odnaleźć palące pożądanie oraz potrzebę intymności. Byliśmy ze sobą związani tak bardzo, że choćbym chciała, nie zdołałabym tego wytłumaczyć.

Większość życia spędziłam sama. Lata mijały, a ja nieprzerwanie udawałam, że to właśnie samotność jest źródłem mojej siły. Miewałam romanse, przelotne zauroczenia, niekiedy dłuższe i bardziej zażyłe związki, ale nie znajdowałam w tym wszystkim szczęścia. Tęskniłam za więzią, którą potrafiłam sobie wyobrazić, lecz której za nic nie umiałam stworzyć. Szukałam, pragnęłam oraz marzyłam, że kiedyś jej zaznam, niestety bezustannie znajdowała się poza zasięgiem. Nieuchwytna i nierealna do czasu, aż spotkałam Kiliana. Wówczas odkryłam miłość. Uczucie tak burzliwe, imponujące, obezwładniające, niepohamowane i przerażające, że chwilami myślałam, że spłonę od intensywności, z jaką wypełniało mój świat. Uczucie tak bezgraniczne, że nie zniszczyła go nawet śmierć. Nie zamieniłabym sekundy z nim na wieczność z kimś innym.

Dlatego teraz, wtulając się w jedynego mężczyznę, który nauczył mnie kochać, spijałam jego gorące pocałunki oraz czciłam choćby przelotny dotyk, bo oznaczał, że on również darzył mnie uczuciem. A o wiele bardziej wolałabym utracić tę miłość, niż nigdy jej nie zaznać. Dodawała mi skrzydeł!

Wczoraj byłam człowiekiem, dziś jestem demonem, jutro będę aniołem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Komentując zostawiasz po sobie niezmywalny ślad i przy okazji motywujesz do działania. Zostaw w komentarzu adres swojego bloga, na pewno odpowiem :)

Szablon dla Bloggera stworzony przez Devon. Wszelkie prawa zastrzeżone. ©Sara Kałecka