sobota, 22 sierpnia 2020

"Catherine" Nora Roberts

Tytuł: Catherine  Autor: Nora Roberts  Tłumaczenie: Alina Patkowska Wydawnictwo: HarperCollins Liczba stron: 237 Ocena:6,5/10

-Chcesz przeprosin? - syknęła jadowicie -Niech ci będzie. Przykro mi, że nie mam ci do powiedzenia nic, co nie byłoby niegrzeczne ani obraźliwe. 

 Po Dżinsach i koronkach, Diana Palmer trochę odpokutowała pierwszą słabą książkę drugą. Pozostała jeszcze jedna autorka, której chciałam dać szansę na zrehabilitowanie się i tak oto znowu wracam do Nory Roberts. Tym razem padło na Catherine. Tytuł jest jedną z wielu części o siostrach Calhoun, jednak ta skupia się głownie na C.C.

Rodzinna rezydencja, która od skrywa sekrety, a może nawet skarby. Dzisiaj jednak popada w ruinę i kolejne zadłużenia. Urzędnicy tylko czekają aż będą mogli wbić zęby w tak smaczny kąsek jakim jest Towers.
Jednym z rozwiązań jest pojawienie się hotelowego magnata Trentona St. Jamesa w którym ciotka Coco widzi przyszłego męża dla jednej z jej czterech siostrzenic i finansowe zabezpieczenie. Temu ułożonemu mężczyźnie nie w głowie małżeństwo, jednak zależy mu na zakupie rezydencji. Natomiast największa przeciwniczka sprzedaży i wróg publiczny Trentona nr. 1, czyli Catherine Calhoun zamierza pozbyć się bostońskiego nadzianego bubka jak najszybciej. Jak skończy się całe zamieszanie i najważniejsze - czy znajdzie się sposób na uratowanie własnego domu?

Mam wrażenie, że im więcej czytam książek o podobnej tematyce, tym mniej mam do napisania. Z jednej strony nie chciałabym pisać o tych samych błędach i plusach, a z drugiej strony wiem, że nie mogę tego pominąć, a nawet nie powinnam. Po raz kolejny wracamy więc do rozwoju sytuacji z szybkością dźwięku. Naprawdę nie rozumiem czemu w tego typu historiach sprawy nie mogą toczyć się w bardziej naturalny i spokojny sposób, i wszystko musi być szybkie, gwałtowne, ale jak najbardziej prawdziwe, trwałe i obsypane toną przeznaczenia. Nie sądzę aby podobne wydarzenia działy się na co dzień. Chociaż może harlequiny są właśnie po to, żeby oderwać się od rzeczywistości? Może to ja źle rozumiem ich przeznaczenie? 

Ale, ale... nie skupiajmy się tylko na minusach, bo jeszcze zdążę do nich wrócić. Sam pomysł na historię miłosną, która toczyła się na terenach Towels przed latami jest bardzo trafiony. Mimo że samych rozdziałów jej dotyczących było niewiele (zapewne jest podzielona między wszystkie siostry), to wzbudziła ona ciekawość na ciąg dalszy.
Znaczna część powieści toczy się jednak w teraźniejszości dlatego nie możemy pozostawić jej bez komentarza.
Siostry Calhoun są ciekawymi postaciami i na pewno każdą chciałabym poznać od tej wewnętrznej strony. Co się tyczy samej C.C, to ma dziewczyna charakter, a przynajmniej na początku. Im dalej w las tym mniej drzew i mniej charakteru. Pod wpływem faceta dziewczyna zmienia się z niezależnej i sarkastycznej panny mechanik w delikatną zagubioną panienkę. Czasami jej pierwotny charakter dochodzi do głosu i pojawiały mi się myśli, że jej osobowość wciąż walczy z tym pasożytem zwanym miłością, co zagnieździł się w niej całkiem niespodziewanie. 

Co zasługuje na plus, to brak trójkąta miłosnego, który dość często w podobnych historiach występuje. Tutaj bohaterowie walczą ze swoimi własnymi odczuciami, a nie tworzą dramaty z innymi osobami, bo nie mogą się zdecydować. 
Książkę pochłonęłam zaskakująco szybko, bo chyba udzieliła mi się ta sielska atmosfera i pokonywanie przeciwności losu w imię miłości. Obiecuję, że gdy tylko trafi się historia, gdzie bohaterowie zachowają rozum i godność człowieka do samego końca, to na blogu pojawi się etykieta #no_kryndż przy każdym romansidle, które spełni kryteria. Tutaj się niestety nie udało otrzymać tej zaszczytnej etykietki. Już nawet pomijając dialogi i zachowania, ale seansu spirytystycznego w wykonaniu cioci Coco nie mogę odpuścić.

Mimo niekoniecznie całkiem pozytywnego wydźwięku tej recenzji, to muszę przyznać, że całość mi się podobała. Nie mogę stwierdzić czy była lepsza od Błękitnej krwi, ale nie miałam podczas jej czytania myśli, czy ją doczytam, bo wiedziałam, że tak będzie. Ta luźna pozycja idealnie się sprawdzi na lato i na chwilę gdy chce się odpocząć. 

Pozdrawiam, Klaudia

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Komentując zostawiasz po sobie niezmywalny ślad i przy okazji motywujesz do działania. Zostaw w komentarzu adres swojego bloga, na pewno odpowiem :)

Szablon dla Bloggera stworzony przez Devon. Wszelkie prawa zastrzeżone. ©Sara Kałecka