czwartek, 1 października 2020

Jak czytać ludzi - radzi agent FBI - Robin Dreeke, Cameron Stauth

Tytuł: Jak czytać ludzi - radzi agent FBI  Autorzy: Robin Dreeke, Cameron Stauth  Tłumaczenie: Małgorzata Maruszkin Wydawnictwo: Kompania Mediowa Liczba stron: 285 Ocena:5/10

Dowieriaj no prowieriaj. Ufaj, lecz sprawdzaj.

 Poprzednia książka z tego gatunku miała sprawić, że zostanę milionerką. Oczywiście tak się nie stało, ale zdobyłam podstawową wiedzę o finansach i jak ich nie zniszczyć. 
Czytanie z ludzi samo w sobie wydaje się łatwiejsze niż zdobycie góry pieniędzy. Materiału obserwacyjnego i codziennych sytuacji mamy na pęczki, więc bez problemu możemy sprawdzić poznaną przez nas wiedzę w praktyce. Całość zajmuje wtedy znacznie więcej czasu, ale czy miałoby sens polecanie czegoś, co nawet nie działa? Raczej nie.

Autor oczywiście sam najpierw przetestował jak działają relacje, żeby mógł napisać książkę (a przynajmniej tak twierdzi). Całość zaczyna się w okolicach czasowych, gdy miał miejsce atak na World Trade Center. Okres ten zburzył zaufanie Amerykanów do ludzi w ogóle. Ledwo odbudowane relacje i wiara w ludzkość w jednej chwili z powrotem została naruszona. Wtedy jednak trzeba było również działać i nie było czasu na myślenie. Czasem trzeba było wchodzić w układy z ludźmi, którzy na pierwszy rzut oka nie mieli nic wspólnego z całą resztą.  Potrzebne są informacje, znajomości, odkrycie prawdy, a na drodze stoi jeden mężczyzna, którego trzeba w jakiś sposób obejść, żeby można było pójść dalej. Inni polegli. Dlaczego więc akurat jemu się udało? 


Ludzie to niezbyt skomplikowane istoty, które działają według określonych reguł spisanych przez nie wiadomo kogo, nie wiadomo gdzie, ale niech tak będzie. Czytając miałam nadzieję, że faktycznie dowiem się czegoś, o czytaniu z ludzi. Może nie tak dosłownie, ale chyba sądziłam, że książka będzie zbiorem faktów, gdzie większość będzie wyglądała w stylu; gdy człowiek patrzy w lewo, a następnie w dół, to znaczy, że kłamie. Coś jak zbiór oczywistości, które są takie same dla wszystkich. 
Prawdą jest, że autor chce nas nauczyć odczytywania z ludzi, ale nie wzrokiem. Może brzmi to głupio, ale tak właśnie to odbieram. Żeby podejść człowieka, zrozumieć jego motywy musimy przede wszystkim zgłębić jego psychikę i to, na czym mu zależy. 

Jest to rodzaj manipulacji, a przynajmniej tak to odbieram podczas czytania kolejnych punktów.Czy dana osoba jest przekonana, że odniesie korzyść z twojego sukcesu? Jeszcze raz. Czy dana osoba jest przekonana, że odniesie korzyść z twojego sukcesu? Nie no. Jeszcze raz tak dla pewności. Czy dana osoba jest przekonana, że odniesie korzyść z twojego sukcesu? Nie rozumiem. Poważnie. Nie rozumiem po co. Odnoszę wrażenie, że ta książka ma mniej pokazywać nam sygnały, które o czymś mogą świadczyć, a bardziej o budowaniu relacji tak, żebyśmy my skorzystali i ktoś skorzystał nawet jeśli początkowo nam się to nie uśmiecha. Coś jak tworzenie iluzji, że to właśnie w tym momencie potrzebujesz konkretnej osoby, którą dajmy na to jestem ja, a to wszystko dlatego, że to ja potrzebuję Cię do czegoś. I tak oto możemy zbudować relację, która nie ma sensu bytności, poza samymi korzyściami. Skoro jednak skorzystamy na tym i druga osoba nie będzie nam już potrzebna, to czy samo utrzymywanie relacji nie będzie bezsensowne i pochłaniające zapasy cennej energii? 

Zakładać więc należy, że pozycja jest dla tych, którzy albo chcą coś ugrać, albo dla tych, którzy chcą tworzyć niekoniecznie szczere relacje. Oczywiście mogą stać się one prawdziwe i trwałe, aczkolwiek ten pierwszy zamysł jest jaki jest. 

Ot luźna pozycja, która mogłaby nas czegoś nauczyć, ale nie nadaje się raczej do stosowania na kimś, kto jest nam bliski i komu ufamy, bo w przeciwnym razie musiałabym zacząć dopatrywać się wszędzie różnych motywów dlaczego ktoś chciałby się ze mną przyjaźnić. Od razu nasunęłyby mi się czarne scenariusze dotyczące wykorzystywania i psychicznego żerowania. Następnie przypomniałabym sobie, że znam się z tymi ludźmi od tak dawna i wszystko było w porządku. Odetchnęłabym z ulgą i stwierdziła, że jak będę chciała zainwestować w siebie, to pójdę do fryzjera.

Takie książki chyba nie są dla mnie. Uważam, że do każdego trzeba podchodzić indywidualnie nie biorąc pod uwagę żadnych schematów. Może to błąd, ale na razie nie doświadczyłam jego negatywnych skutków. Może powinnam polecić tę książkę panom? My kobiety mamy coś, co chyba rzadko zawodzi - kobiecą intuicję. Dzięki temu wszelkie argumenty nie są zupełnie potrzebne, bo możemy powiedzieć, że tak po prostu jest. 

A jak wy podchodzicie to takich pozycji? Z dystansem, a może właśnie dzięki nim zaczynacie rozumieć co się wokół Was dzieje?

Pozdrawiam, Klaudia :)


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Komentując zostawiasz po sobie niezmywalny ślad i przy okazji motywujesz do działania. Zostaw w komentarzu adres swojego bloga, na pewno odpowiem :)

Szablon dla Bloggera stworzony przez Devon. Wszelkie prawa zastrzeżone. ©Sara Kałecka