"Nie potrzebujemy innych ludzi. Nie planowaliśmy dzieci. Życie to wystarczająca praca. Zawsze chodziło tylko o przetrwanie. Może to wygląda inaczej, jak się idzie na studia, kupuje dom i robi te wszystkie rzeczy, ale jak dla nas zawsze chodziło o przetrwanie. Nic się nie zmieniło. Tylko konkurencja jest teraz mniejsza."Przyznam szczerze, że nie pamiętam gdzie, dokładnie mi ta książka mignęła po raz pierwszy – mocno mnie zaciekawił wówczas opis i gdy tylko nadarzyła się okazja, wzięłam się za czytanie.
Prawdziwego imienia głównej bohaterki nie poznajemy, bo z niewiadomego powodu ani razu nam go nie podaje – a potem przybiera takie adekwatne do sytuacji. To położna i niezwykle inteligentna kobieta, która dosyć szybko adaptuje się do nowej i z pewnością niezbyt przyjemnej rzeczywistości (zwłaszcza dla przedstawicielek płci pięknej). Polubiłam ją, to niezwykle ciekawa postać – charakterna, harda i bardzo zdeterminowana, ale również altruistyczna i odpowiedzialna. Oczywiście nie była święta i momentami kwestionowałam jej zachowania – jednak przyznaję, że sytuacja, w której się znajdowała, była delikatnie mówiąc – nieciekawa i można jej śmiało wybaczyć niektóre rzeczy.
„Księga Bezimiennej Akuszerki” jest dosyć obfita w różne postacie – te złe, neutralne i dobre. Jodi jest jedną z tych neutralnych postaci – nieco dziwna, niezwykle naiwna i w sumie na dłuższą chwilę bardzo drażniąca. To zaledwie jedna osoba, w oceanie innych, różnorodnych i interesujących postaci, jednak nie mogę o nich wspomnieć, żeby nie ujawniać zbyt wiele z fabuły, bo wiadomo, że nikt nie przepada za spoilerami. Nie ukrywam, że niektórych lubiłam, a inni wzbudzali we mnie wręcz odruchy wymiotne. Przyzna, że autorka ciekawie wykreowała bohaterów, dosyć autentycznie – wzbudzali emocje i pobudzały wyobraźnię, a to spory wyczyn w tak krótkiej powieści.
Fabularnie wydaje mi się dosyć oryginalna i „na czasie”, bo za sprawą „Opowieści podręcznej”, którą „Księga Bezimiennej Akuszerki” jest promowana, ta tematyka nabiera popularności, a Meg Elison urozmaiciła i tak już trudną historię postapokaliptycznym światem, który został interesująco przedstawiony. To powieść z pewnością nietypowa, pisana po części w formie pamiętnika, autorka nie szczędzi nam szczegółów, gdy coś ma być brutalne – to jest, wszystko, a przynajmniej większość, została ukazana autentycznie. „Księga Bezimiennej Akuszerki” okazała się wciągającą i intrygującą lekturą, w pewnym sensie też tajemniczą – jednak jest pisana lekkim językiem i całkiem niezłym piórem. Postacie są różnorodne, nieźle wykreowane i charakterystyczne – wzbudzały wiele emocji. To historia przedstawiona w sumie z paru perspektyw, co również urozmaica czytanie.
Przyznam, że sporą uwagę zwróciłam na okładkę – niezbyt szczegółowa, ale z pewnością charakterystyczna. Co więcej, ma dosyć interesującą kolorystykę i dopóki ktoś mi tego nie napomknął, to nie wiedziałam w niej nic z ZSRR, jednak teraz tylko z tym mi się kojarzy.
Reasumując, „Księga Bezimiennej Akuszerki” zrobiła na mnie wrażenie – była zaskakująca, wciągająca… Jednak mimo dynamiki, jak na mój gust rozwijała się trochę zbyt wolno. Co do języka nie mam jakichś zastrzeżeń, był lekki i niewymagający, a pióro dosyć przyjemne w odbiorze. Kwestię bohaterów poruszyłam już parokrotnie i wydaje mi się, że nic więcej w ich temacie nie trzeba mówić – byli okej, niektórych darzyłam sympatią, a innych nie. Doceniam jednak fakt, że autorka autentycznie ich wykreowała. Mogę śmiało powiedzieć, iż dobrze wspominam tę książkę, jakkolwiek dziwnie to brzmi, jednak momentami zdarzały się nudnawe fragmenty. Niemniej polecam się z nią zapoznać.
„Księga Bezimiennej Akuszerki” jest dosyć obfita w różne postacie – te złe, neutralne i dobre. Jodi jest jedną z tych neutralnych postaci – nieco dziwna, niezwykle naiwna i w sumie na dłuższą chwilę bardzo drażniąca. To zaledwie jedna osoba, w oceanie innych, różnorodnych i interesujących postaci, jednak nie mogę o nich wspomnieć, żeby nie ujawniać zbyt wiele z fabuły, bo wiadomo, że nikt nie przepada za spoilerami. Nie ukrywam, że niektórych lubiłam, a inni wzbudzali we mnie wręcz odruchy wymiotne. Przyzna, że autorka ciekawie wykreowała bohaterów, dosyć autentycznie – wzbudzali emocje i pobudzały wyobraźnię, a to spory wyczyn w tak krótkiej powieści.
"Otóż nie, mnie to nie przeraża. Jakoś nigdy nie kupowałem kościelnej wizji małżeństwa. Jestem zdania, że małżeństwo w świątyni to coś wyjątkowego, ale małżeństwo w rozumieniu prawnym to coś innego. Nie uważam, żeby było w tym coś przerażającego."
Fabularnie wydaje mi się dosyć oryginalna i „na czasie”, bo za sprawą „Opowieści podręcznej”, którą „Księga Bezimiennej Akuszerki” jest promowana, ta tematyka nabiera popularności, a Meg Elison urozmaiciła i tak już trudną historię postapokaliptycznym światem, który został interesująco przedstawiony. To powieść z pewnością nietypowa, pisana po części w formie pamiętnika, autorka nie szczędzi nam szczegółów, gdy coś ma być brutalne – to jest, wszystko, a przynajmniej większość, została ukazana autentycznie. „Księga Bezimiennej Akuszerki” okazała się wciągającą i intrygującą lekturą, w pewnym sensie też tajemniczą – jednak jest pisana lekkim językiem i całkiem niezłym piórem. Postacie są różnorodne, nieźle wykreowane i charakterystyczne – wzbudzały wiele emocji. To historia przedstawiona w sumie z paru perspektyw, co również urozmaica czytanie.
Przyznam, że sporą uwagę zwróciłam na okładkę – niezbyt szczegółowa, ale z pewnością charakterystyczna. Co więcej, ma dosyć interesującą kolorystykę i dopóki ktoś mi tego nie napomknął, to nie wiedziałam w niej nic z ZSRR, jednak teraz tylko z tym mi się kojarzy.
Reasumując, „Księga Bezimiennej Akuszerki” zrobiła na mnie wrażenie – była zaskakująca, wciągająca… Jednak mimo dynamiki, jak na mój gust rozwijała się trochę zbyt wolno. Co do języka nie mam jakichś zastrzeżeń, był lekki i niewymagający, a pióro dosyć przyjemne w odbiorze. Kwestię bohaterów poruszyłam już parokrotnie i wydaje mi się, że nic więcej w ich temacie nie trzeba mówić – byli okej, niektórych darzyłam sympatią, a innych nie. Doceniam jednak fakt, że autorka autentycznie ich wykreowała. Mogę śmiało powiedzieć, iż dobrze wspominam tę książkę, jakkolwiek dziwnie to brzmi, jednak momentami zdarzały się nudnawe fragmenty. Niemniej polecam się z nią zapoznać.
Pozdrawiam, Sara ❤
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Komentując zostawiasz po sobie niezmywalny ślad i przy okazji motywujesz do działania. Zostaw w komentarzu adres swojego bloga, na pewno odpowiem :)