"Kiedy ludzie mówią, że coś jest niemożliwe, na ogół mają na myśli, że jest to mało prawdopodobne."
„Oblężenie i Nawałnica” to drugi tom trylogii „Cień i Kość”, mnie mogłam się w sumie doczekać, aż będę mogła tę część historii poznać bliżej, bo przyznam, że się dosyć wciągnęłam.
Alina Starkov dalej ma siedemnaście lat, tyle że wiele w życiu przeszła, jak na tak młody wiek. To, co się wydarzyło tylko wzmocniło ją jako Griszę, to już nie jest zwykła młoda kobieta, teraz jest Przywoływaczką Słońca – którą albo się uwielbia i uważa za świętą… Albo się na nią poluje i chce zabić. Alina jest dosyć specyficzną postacią – zachowuje się trochę jak chorągiewka na wietrze, sama nie wiedziała, czego chce, no, chyba że mowa o amplifikatorach Morozova i chęci posiadania coraz większej i większej potęgi. W tym tomie jest bardzo nastawiona na obejmowanie władzy i walczeniu ze złem, jednak to bardzo rozedrgana postać – nie ukrywam, że trochę mnie drażniła, nieco przeszkadzało mi jej niezdecydowanie, ale ewentualnie można na to przymknąć oko. Nie można jej odmówić odwagi i ambicji, jednak ta brawura może dać jej nieźle w kość.
"Słabość to maska. Noś ją, kiedy muszą wiedzieć, że jesteś tylko człowiekiem, lecz nigdy wtedy, gdy ja odczuwasz."
W tym tomie pojawia się postać, którą w sumie polubiłam od samego początku, to nie kto inny, jak Nikołaj Lancov – książę, cwaniaczek i niezły żartowniś, a także piekielnie charyzmatyczny człowiek, nie da się go nie lubić. Potem oczywiście mamy Mala, którego znamy z poprzedniego tomu – dalej jest świetnym tropicielem, jednak w „Oblężenie i nawałnica” był dosyć drażniący – niezdecydowany, narwany i trochę zbyt pochopny, jednak naprawdę sporo przeszedł i można mu wybaczyć skołowanie. Zmrocz, choć mi bardziej pasuje Darkling – brzmi trochę bardziej poważnie, pojawia się tu dosyć rzadko, bo głównie przewija się w wizjach, ale to świetnie buduje napięcie. To bardzo dobry manipulant, który wcale nie musi być obecny fizycznie, żeby narobić szumu. Przyznam, że mam niezłą słabość do czarnych charakterów i on jest jednym z moich ulubionych.
"Macie paskudny zwyczaj zachowywać się jak idioci i nazywać to bohaterstwem."
Fabularnie, zupełnie jak w przypadku tomu pierwszego, jestem zadowolona z tego, jak rozwinięte jest to uniwersum i to, jak wiele możliwości jest dostępnych. „Oblężenie i nawałnica” okazała się oryginalną lekturą, nieco bardziej rozbudowaną aniżeli „Cień i kość”, przede wszystkim dłuższa, równie klimatyczna i dynamiczna – nie ukrywam, że działo się tu naprawdę wiele, jednak bez obaw, nie ma możliwości czegoś przeoczyć – językowo niewymagająca, aczkolwiek czasami słowniczek byłby super rozwiązaniem, natomiast kwestia stylu autorki – odpowiada mi, jest dosyć lekki i przyjemny w odbiorze. Co jest najbardziej interesujące w całym tym uniwersum to fakt, iż Leigh Bardugo wzoruje Griszawersum na Rosji – jej kulturze i języku. Nie byłabym sobą, gdybym nie wspomniała raz jeszcze o bohaterach – w pierwszym tomie czegoś mi brakowało, w drugim natomiast ulegli zmianie – nabrali ikry, byli jakoś bardziej interesujący.
Kwestia okładki jest dla mnie oczywista, uwielbiam ładne i estetycznie wykonane oprawy – tutaj mamy twarde wykończenie, tasiemkę no i ładną grafikę.
Reasumując, długo pisałam tę recenzję – nie dlatego, że to była zła książka, po prostu potrzebowałam przemyśleć, co chcę napisać na jej temat – czytało mi się naprawdę dobrze i przyjemnie, jestem bardzo ciekawa kontynuacji i tego jak się rozwinie sytuacja. Polubiłam styl pisania Leigh Bardugo – jest lekki, przyjemny w odbiorze, podoba mi się sposób, w jaki prowadzi akcję, nie zwalnia i nie przynudza zbędnymi opisami. Jak wspominałam to niezbyt wymagająca lektura, jednak przyjemna i wciągająca. Polecam, jest lepsza aniżeli tom pierwszy, więc jestem ciekawa, jak wygląda kwestia tomu trzeciego.
Pozdrawiam, Sara ❤
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Komentując zostawiasz po sobie niezmywalny ślad i przy okazji motywujesz do działania. Zostaw w komentarzu adres swojego bloga, na pewno odpowiem :)