czwartek, 23 września 2021

"Obsesje" Angela Santini

 Tytuł: Obsesje  Autor: Angela Santini  Wydawnictwo: Prószyński i S-ka  Ilość stron: 592  Moja ocena: 7,5|10

"Pocałować cię to jak zjeść kawałek czekolady. Na jednym trudno poprzestać."
     „Obsesje” wzięłam w sumie z czystej ciekawości – głównie opis mnie do niej przyciągnął, tak jest nieco sztampowy, ale od czasu do czasu lubię sięgnąć po coś takiego.

     Zacznijmy może najpierw od Andrei Cherry – to dosyć młoda kobieta, nie ukrywam, że nie pamiętam dokładnie, ile ma lat – coś koło 24 może 25 lat i ma małą córeczkę Lily. To nie jest zbyt bogata dziewczyna, pracuje w sklepie ze starociami i trzeba przyznać, że to była przyjemna i dosyć przyjemna i lekka praca, która w zupełności jej wystarczała. Andrea to w sumie dosyć specyficzna postać, raczej introwertyczna i wycofana z życia towarzyskiego i ogólnie bardzo skryta – ma parę sekretów, których nie zdradziła nikomu. Bywała zabawna, ale sporo było w niej naiwności i łatwowierności – czekała troszkę, jak na zbawienie. Momentami irytowała mnie swoim zachowaniem jednak ostatecznie... Dało się ją lubić – brakowało mi u niej ikry.

     Kolejną osobą, o której warto wspomnieć - jest oczywiście Nicholas Blake – biznesmen, bardzo wpływowy człowiek i chyba można go nazwać znanym inwestorem. Pierwsze co nasuwa się na myśl po opisie i moim wstępie na jego temat to chociażby to, że jest próżny i bardzo pewny siebie, zawsze dostaje to, czego chce głównie przez to, jak wiele pieniędzy i charyzmy posiada. Nie ukrywam, że nie za bardzo przypadł mi do gustu – właśnie przez to, jak bardzo wydawało mu się, że może mieć wszystko i wszystkich.

     Liz jest najlepszą przyjaciółką Andrei – to akurat ekstrawertyczka, wszędzie jej pełno, buzia jej się nie zamyka i to głównie ona zapewniała rozrywkę, czy to głównej bohaterce, czy czytelnikowi.

"Bo to właśnie miłość własna daje nam siłę i popycha nas do działania, do kochania innych.
Bo nie możesz dzielić się czymś, czego nie masz."

     Fabularnie nie jest to nic wybitnie oryginalnego – stary i dobrze znany schemat, czyli po prostu szara myszka – niezbyt bogata i kompletnie zwyczajna, no i oczywiście wysoko postawiony, charyzmatyczny i obrzydliwie bogaty mężczyzna, który jakimś cudem zwraca na naszą myszkę uwagę i zakochuje się w niej bez pamięci – no cóż, sami widzicie, że doskonale to znamy, jednak nie ukrywam, iż Angela Santini dosyć nieźle ukazała historię Nicka i Andrei. Czy wspominałam już, że to debiut? Jeśli nie, to muszę przyznać, iż całkiem udany, choć z pewnością niewybitny. Kreacja bohaterów nie jest zła, jednak nie ukrywam, że główna bohaterka nie była zbyt ogarnięta, a jej wybranek nie do końca naturalny. Działo się naprawdę wiele, aczkolwiek zabrakło mi tu dynamiki i momentami bywała męcząca – dosyć długo się rozkręcała, no i nie ukrywam, że było troszeczkę pomieszane z poplątanym. Co więcej, autorka starała się zaburzyć czwartą ścianę. Książka jest przystępna językowo, niezbyt wymagająca, a pióro przyjemne – ogółem patrząc, czytało mi się dobrze.

     Kwestia okładkowa, jak zawsze jest dla mnie najprostsza – ta do mnie bardzo przemawia, niezwykle subtelna, niezbyt obfita w szczegóły i po prostu ładna.


     Reasumując „Obsesje” to naprawdę niezły debiut, który czytało mi się przyjemnie i mimo paru problemów dosyć sprawnie – nie jest to nic wymagającego i też niezbyt oryginalnego, ale myślę, że śmiało mogę ją polecić. Jednak nie ukrywam, że była pewna rzecz, która niezmiennie mnie drażni w tego typu książkach (a już nie raz z czymś takim się spotkałam), a mianowicie nazywanie pochwy (czy jakkolwiek byśmy to nazwali w takiej książce) WISIENKĄ – to już troszkę przesada, mnie akurat to drażni i jest nieco obrzydliwe, także serdecznie za to podziękuję. Tak na sam koniec dodam, że polecam – jest lekka i dosyć przyjemna w odbiorze.


Pozdrawiam, Sara ❤

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Komentując zostawiasz po sobie niezmywalny ślad i przy okazji motywujesz do działania. Zostaw w komentarzu adres swojego bloga, na pewno odpowiem :)

Szablon dla Bloggera stworzony przez Devon. Wszelkie prawa zastrzeżone. ©Sara Kałecka