Tytuł: Władca pustyni Autor: Diana Palmer Tłumaczenie: Weronika Żółtowska Wydawnictwo: HarperCollins Liczba stron: 368 Ocena:6,5/10
Bieda jest prawdziwą plagą naszych czasów, a chciwość jej nieodłączną towarzyszką.
Ostatnio zastanawiałam się dlaczego tak często, gdy mam okazję sięgnąć po coś spod skrzydeł HarperCollins, wybieram harlequiny autorstwa albo Diany Palmer, albo Nory Roberts. Doszłam do wniosku, że po prostu bardzo lubię wyszukiwać irracjonalne zabiegi autorek, ranić mózg spisanymi dialogami niemającymi racji bytu w prawdziwym świecie i znaleźć pozycje, które będą ciut lepsze niż dotychczasowe. Jestem więc człowiekiem dużej wiary w możliwości świata harlequinów. Władca pustyni nie wydawał mi się ani trochę lepszy niż pozostałe tytuły. Co więcej - myślałam, że będzie to pozycja słaba i nudna, a jednak pozytywnie się zaskoczyłam.
Gretchen wraz z przyjaciółką wyrusza na tygodniowe wakacje. Mają bawić się najlepiej jak tylko potrafią - w końcu po to wyrwały się ze swojego małego miasteczka w Teksasie. No, może jest jeszcze jeden powód - Maggie dostała pracę u władcy Qawi i ma udać się tam zaraz po odpoczynku w Maroku. Niestety już na początku ich wakacji dziewczyna odbiera telefon i dowiaduje się, że facet, którego kocha od zawsze został ranny i stracił wzrok podczas jednej z misji. Mimo że odrzucał ją przez cały czas, to nie waha się ani chwili i wraca pierwszym samolotem do domu, zostawiając Gretchen samą i proponując przejęcie jej pracy dla szejka w Qawi.
Dziewczyna zostaje sama i boi się przyszłych wyzwań. Nie wie co ma ze sobą zrobić, jednak w holu wpada na przystojnego mężczyznę i nawiązuje z nim kontakt, który przeradza się w dobrą znajomość. Philippe ukrywa jednak swoją tożsamość, a wie że relacja zbudowana na kłamstwie, nie może utrzymać się zbyt długo.
Diana Palmer po raz kolejny daje nam utarte przez siebie schematy w postaci - niezbyt ładnej dziewczyny, która nie ma doświadczenia z mężczyznami, która jest skromna i żyje według wartości, gdzie dopiero ślub doprowadza do skonsumowania związku, gdzie dziecko i rodzina jest priorytetem.
Chociaż na pochwałę (już kolejny raz) zasługuje fakt, że nie pojawił się żaden kowboj jako główny bohater. Zamiast tego mamy szejka i władcę.
Sama fabuła nie jest niczym niezwykłym - mamy poznanie się, przywiązanie, jakieś kłopoty... Nic, co zdziwiłoby nas, jeśli czytaliśmy chociażby jeden harlequin w życiu.
Czego nie da się znieść to fatalna ekspozycja. Na początku książki jest tego cała masa i zastanawiam się jak można robić takich durniów ze swoich czytelników. O wiele lepiej byłoby, gdyby dialogi między BLISKIMI SOBIE OSOBAMI, nie wyglądały jakby rozmawiały ze sobą po raz pierwszy i musiały tłumaczyć sobie kto, co i jak. Jest jeszcze opcja, że to autorka uważa, że jej bohaterowie nie są zbyt inteligentni i musi im przypominać fakty - jestem w to skłonna uwierzyć.
Gretchen jest irytująca - ze skromnej szarej myszki raptem w dwa tygodnie zmienia się w rekina biznesu i oświaty, stawia całe Qawi na głowie, wszyscy ją kochają. Jak zwykle główna para ma problemy z komunikacją, która rozwiązałaby wiele problemów, a najpewniej zapobiegła powstaniu części z nich. Nie mam zamiaru przyczepiać się tak każdej rzeczy (po raz kolejny), bo byłaby to po prostu moja stała czepialna sposobu pisania przez Dianę Palmer.
Nie mogę też pominąć kwestii przyjaciółki - Maggie, która początkowo miała pracować w Qawi, a ostatecznie wróciła do domu. Książka o niej już nigdy nie wspomina. Nie wiemy nawet czy do tego domu dotarła. Nasza bohaterka martwiła się o przyjaźń z kobietą, gdy ta mówiła o pracy w takim oddaleniu, a gdy nastąpiła zamiana ról, Gretchen nie miała czasu nawet zadzwonić. Zdążyło minąć kilka tygodni, a nawet miesięcy... Wiele wydarzeń było na tyle ważnych, że Maggie ze względu na stopień relacji powinna być ich częścią, a tutaj nie ma o niej ani słowa. A szkoda, bo jej historia wydaje się być równie (o ile nie bardziej) interesująca, niż ta z Gretchen.
Pod koniec fabuły pojawił nam się Tate, którego możemy pamiętać z tomu Papierowa róża i zaczęłam szukać jakichś informacji dotyczących połączonego uniwersum książek autorki. Okazało się, że faktycznie obie pozycje należą do cyklu Hutton, a inne z ich części dotyczą bohaterów pobocznych z Władcy pustyni. Tak też znalazłam tytuł Deesperado, gdzie to Maggie jest protagonistką. Tylko dlatego możemy być pewni, że bezpiecznie dotarła do Ameryki.
Wyżej wymieniony tytuł nie wybija się oryginalnością fabuły. Niektóre wątki są upiększone przez sam fakt zmiany kraju, kultury i zwyczajów. Było trochę wątków politycznych, a jednak nie rozwodzono się nad nimi za bardzo, przez co pozycja szła gładko. Między innymi harlequinowymi tytułami wypada dobrze, choć oczywiście zawiera również stałe uwieracze.
Podczas nauki do egzaminów historia okazała się przyjemnym i potrzebnym odmóżdżaczem. Moim faworytem nadal pozostają Dżinsy i koronki!
Pozdrawiam, Klaudia 🧕
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Komentując zostawiasz po sobie niezmywalny ślad i przy okazji motywujesz do działania. Zostaw w komentarzu adres swojego bloga, na pewno odpowiem :)