Tytuł: Never been kissed Autor: Timothy Janovsky Wydawnictwo: SeeYA Liczba stron: 384 Ocena: 6,5/10
-Miłość to wszechpotężna inspiracja. Wydestylowanie jej do stu dwudziestu minut jest trudne, ale jeszcze trudniej utrzymać ją w prawdziwym życiu.
Pierwszy pocałunek jest niczym rollercoaster - czujesz jednocześnie lęk i podekscytowanie tuż przed, w trakcie kompletnie nie wiesz co się dzieje, a tuż po spadku adrenaliny gratulujesz sobie, że nerwy nie doprowadziły Cię do pawia. Po każdym kolejnym czujesz się bardziej obeznany z tematem, stres jest mniejszy i żadna kolejka, ani żadne usta nie są Ci straszne. No... może poza ustami dementorów.
Wren jest pocałunkowym prawiczkiem. Nigdy nie doświadczył zatknięcia warg z innym chłopakiem, ale wie, że ten pierwszy raz musi być wyjątkowy. Do tej pory zdarzyły mu się cztery prawie-pocałunki, a każdy z nich został opisany w e-mailach, które do tych chłopaków napisał, żeby emocjonalnie się oczyścić. W swoje dwudzieste drugie urodziny wypija na tyle dużo, żeby w przypływie bliżej nieokreślonych myśli, wysłać wszystkie napisane wiadomości. Po przebudzeniu ma nie tylko moralnego kaca i zaśmiewającego się przyjaciela, który dostał jednego z maili, ale też odpowiedź od tego, przez którego poczuł się najbardziej zraniony.
Pod względem humorystycznym pozycja jest na duży plus. Lekkość pióra autora sprawia, że Wren, Mateo i Avery nie są dla nas jak bohaterowie o których czytamy, a bardziej jak grupa przyjaciół, której jesteśmy częścią. Młodzieżowy język i naturalne dialogi potrafią wywołać na twarzy delikatny uśmiech.
Stworzone postacie są optymistyczne i sprawiają, że chce się im dopingować w każdej sprawie. Budzą sympatię i co do tego nie mam żadnych wątpliwości. Mimo że niewiele o nich wiemy, to jednak nie sprawiają wrażenia płaskich.
Sama fabuła opiera się na homoseksualnym wątku miłosnym i przy okazji dwóch pomniejszych, które w pewien sposób zbiegają się ze sobą w niektórych miejscach, a jest to próba ratowania sezonowego kina od bankructwa, oraz pozyskanie filmu lokalnej reżyserki, która postanowiła zamknąć się w domu rodzinnym i schować swoje dzieło do pudełka.
Przez to że głównym wątkiem jest kiełkujące uczucie Wrena do jednego z chłopaków, dwa pozostałe zostają zepchnięte na ubocze. Oczywiście spora część akcji dzieje się w konkretnych lokacjach mających odniesienie do bocznych linii fabularnych, jednak nawet tam nie mamy nawet lekkiego odsapnięcia od romantycznych scen. To trochę jakby życie obu bohaterów nie było na tyle ciekawe, żeby przedstawiać je osobno. Może zresztą nie było.
Mamy dość znane nam zabiegi używane w podobnych pozycjach - dużo słodyczy, trochę gorzkości problemy i przewidywane przez czytelnika zakończenie.
Mimo przesłodzonego i wciśniętego wszędzie wątku miłosnego, te poboczne robią naprawdę kawał dobrej roboty. Umieszczenie akcji w kinie, a do tego historia lokalnej reżyserki nadają książce akcji. Bez nich byłoby to po prostu love-story. W dodatku trochę przeciągnięte w mojej opinii. Gdyby pozbyć się części rozmyślań Warena o jego crush'u, mielibyśmy cieńszy tytuł, jednak z mniejszym stężeniem cukru w cukrze.
Podczas czytania bawiłam się dobrze. Momentami dłużyły mi się niektóre sceny, jednak lekka forma sprawia, że jest to książka dobra na wakacje i odsapnięcie po całym dniu pracy.
Pozdrawiam, Klaudia 🎬
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Komentując zostawiasz po sobie niezmywalny ślad i przy okazji motywujesz do działania. Zostaw w komentarzu adres swojego bloga, na pewno odpowiem :)