Tytuł: Mallaroy. Tom II Autor: A. M. Juna Wydawnictwo: SeeYA Liczba stron: 464 Ocena: 7,5/10
Było w tym coś ekscytującego. Nie pamiętał, czy od czasu przemiany kiedykolwiek czuł aż tyle emocji jednocześnie.
Posiadanie bliźniaczki brzmi ekscytująco. Wielokrotnie zastanawiałam się czy znane mi z widzenia siostry zamieniają się miejscami i chodzą za siebie na egzaminy, jeśli mają różne przedmioty. I brzmi to naprawdę świetnie, gdy myśli się o kimś innym. Osobiście wolę siebie w jedynym egzemplarzu, ale siostry Lanford w swojej historii wielokrotnie ukazują jak dobrze mieć swojego sobowtóra. Chyba, że wszystko stoi na niepewnych fundamentach i powoli zaczyna się walić. A zresztą... przejdźmy do recenzji!
I tak oto powracamy do Mallaroy, czyli szkoły pełnej czarodziejów, wampirów, wilkołaków, zmiennokształtnych i... ludzi? Tak, tak... Jeśli zaznajomiliście się z tomem pierwszym to pewnie wiecie, że jedna z bliźniaczek, a mianowicie Erin, znajduje się w szkole dla senturalnych istot, mimo że sama jest człowiekiem. Nowi przyjaciele, interesujący świat, a do tego konflikt z przystojnym księciem wampirów sprawia, że wciąga się w otaczającą ją rzeczywistość tak bardzo, że zapomina, że nie jest jej częścią. Nowa dawka kłopotów, odkryte sekrety, kłamstwa i brak kontaktu z siostrą, wyleją na naszą bohaterkę kubeł zimnej wody.
Gdzieś tam w głębi liczyłam, że poznamy to wielkie niebezpieczeństwo czyhające na magiczny świat, żeby coś ruszyło dalej w tym konkretnym wątku, jednak niestety krąży on w kółko przez cały tom. Jak na fabułę, która opiera się na zagrożeniu, które może powstrzymać jedna z bliźniaczek, rozmyła się ona dość łatwo na rzecz innych nastoletnich wydarzeń.
Jest to część pełna typowych nastoletnich przeżyć jak pierwsze miłości, upokorzenia, towarzyskie wydarzenia takie jak zimowy bal, kłótnie, tajemnice i rozterki. Gdybym miała powiedzieć do czego dążył ten tom, co mogłoby znacząco wpłynąć na fabułę trzeciego, to rozwój zmiennokształtności u Alei. Reszta wygląda jak zapychacze, jakby chciano historię przedłużyć, ale kurczę... będąc szczerą, to bardzo dobrze mi się to czytało. Nawet lepiej niż część pierwszą.
Pojawia się więcej obu sióst, bo poprzednio to Erin miała jakieś 90% czasu antenowego, a jak już pojawiała się Alea, to raczej niewiele się u niej działo.
Do tego nasza ludzka bliźniaczka z lekka poważnieje, a przynajmniej jest mniej drażniąca i nie ładuje się tak często w kłopoty.
Wątek miłosny jest wciąż subtelny, ale mimo to oczywisty. Zdziwię się, jeśli autorka postanowi zakręcić nim w inną stronę, choć najpewniej dość dużo czasu upłynie zanim stanie się on równie prawdziwy dla naszych bohaterów.
Jedna rzecz, która nie jest tu ani na minus, ani na plus, to strzępki informacji tego, co dzieje się w szkole. Żadnych opisów zajęć, nauczycieli, czy czegoś, co ma związek z senturą.
Podczas czytania bawiłam się świetnie. Nawet nie wiem kiedy skończyłam. Fabuła nie bardzo ruszyła do przodu, a jednak utrzymany klimat dał radę. Teraz w oczekiwaniu na dalsze losy liczę, że kolejny tom nie będzie trzymał nas w niepewności i pojawią się jakiekolwiek informacje dotyczące tego całego wielkiego niebezpieczeństwa.
Pozdrawiam, Klaudia ❤
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Komentując zostawiasz po sobie niezmywalny ślad i przy okazji motywujesz do działania. Zostaw w komentarzu adres swojego bloga, na pewno odpowiem :)