niedziela, 21 stycznia 2024

"Fourth Wing. Czwarte Skrzydło" Rebecca Yarros


Tytuł: Fourth Wing. Czwarte Skrzydło Autor: Rebecca Yarros  Tłumaczenie: Sylwia Chojnacka
 Wydawnictwo: Filia Liczba stron: 528 Ocena: 3/10

Wystarczy tylko jedno zdesperowane pokolenie, by zmienić bieg historii... a nawet ją wymazać. Jedno pokolenie, by zmienić tekst. Drugie pokolenie postanawia uczyć o tym tekście. Kolejne dorasta i kłamstwo staje się historią

Fourth Wing. Czwarte Skrzydło, czyli jak z obiecującej pozycji zrobić kolejny paździerz. 
Recenzja zawiera spojlery, więc jeśli ktoś jest w trakcie czytania książki, lub dopiero zamierza ją przeczytać, proszę opuścić stronę 😌
Na tytuł trafiłam kilkukrotnie w empiku leżący na ogromnym stosie polecanych pozycji.
Nie ukrywam, że przyciągnęła mój wzrok - to w końcu fantastyka o sporej grubości, do tego opis brzmiał jak coś, po co warto sięgnąć. 

Violence to obiecująca przyszła skrybka. która z woli swojej matki musi dołączyć do jeźdźców smoków, gdzie nie może się odnaleźć. Słabsza niż pozostali kadeci jest łatwym celem do eliminacji, a tam nie jest o to trudno. Każdego dnia odczytywana jest lista poległych, a Violence modli się o to, żeby przeżyć następny dzień. 

No i początkowo pozycja zapowiadała się super. Czytałam z zapartym tchem w oczekiwaniu na rozwój wydarzeń. Masa poległych, trudne egzaminy, ciekawe zagadnienia omawiane na zajęciach, coś nowego i rozwiniętego. Problem zaczął się wtedy, gdy na horyzoncie pojawiły się smoki, choć to wtedy dopiero cała fabuła powinna nabrać tempa. W sumie nabrała, jednak w zupełnie nie tym kierunku, w jakim miała.
Kojarzycie te wszystkie przewidywalne romanse, gdzie jest motyw hate-to-love, trójkąt miłosny, dobry przyjaciel zakochany w bohaterce i dupek (oczywiście seksowny, przystojny, piekielnie silny i niebezpieczny)? To właśnie ta pozycja, która zawiera w sobie wszystko to, co już było. I okej. Dobrze niektóre motywy się czyta, nawet jeśli są dość oklepane. Tutaj jednak autorka zrobiła to w najgorszy możliwy sposób.

Xyden jest buntownikiem. Nienawidzi rodziny Violet za to, że przez nią zginął jej ojciec. Zresztą jego rodzina odpowiada za śmierć jej brata. Mają pełne prawo się nienawidzić. Trochę jak Romeo i Julia, gdyby nie to, że Shakespearowską parę kochanków połączył bal maskowy, a Violet I Xydena połączyły smoki. 
Violet jako najsłabsza postać, kompletnie niepasująca do reszty, wiąże się z najsilniejszym smokiem, który OCZYWIŚCIE nie wiązał się już od ponad stu lat z żadnym jeźdźcem. Żeby było jeszcze ciekawiej dostaje do kompletu drugiego smoka, bo czemu by nie? Jest w końcu wyjątkowa i zdarzyło się to pierwszy raz w historii szkoły. NO, NIESAMOWITE. 
Co by nie powiedzieć... Smok Violet złączony jest ze smokiem, A JAKŻEBY INACZEJ Xydena. Śmierć jeźdźca, to prawdopodobna śmierć smoka, a także połączonych ze sobą smoków, czyli co zrozumiałe, samego Xydena. W interesie chłopaka leży to, aby dziewczyna przeżyła, a więc zaczyna pojawiać się na każdej stronie. Cały czas pilnuje Violet, albo zleca komuś to pilnowanie. 
Nie mogłoby się obyć bez wątku miłosnego, gdzie chłop nigdy się nie zakochał w nikim, ale przecież nasza protagonistka jest taka wyjątkowa i jednak się zakochuje, i mimo że jest dupkiem, to można mu wybaczyć, bo przecież ratuje, kocha i czasami jest nawet miły. A to że kłamie i spiskuje? To nic.

W pewnym momencie wątki, które zostały zapoczątkowane w pierwszych rozdziałach, zeszły na dalszy plan na rzecz irytujących scen z parą głównych bohaterów i miłosnych igraszek. Upchnięto w kilkanaście zdań coś, co wcześniej było czymś istotnym na rzecz irytująco mdłych dialogów. 
W momencie akcji nawet nie można było się w nią wczuć, ponieważ Violet nachodziły myśli o tym, że Xyden ma w tym momencie seksowne usta i co to ona by z nim nie robiła.
Może gdyby to było love-story, to bym nie burzyła się tak bardzo za zmianę priorytetów bohaterki, ale na litość grzyba! 
Rozwija się dalej fabuła wątków wojny itd. ale wygląda to tak, jakby autorka po prostu musiała pchnąć akcję dalej, a nie dlatego, że tak miało być, bo ktoś by się zorientował, że nagle całe niebezpieczeństwo i niepewność dnia następnego wyparowało za sprawą miłości.
Głębokie rozczarowanie, zirytowanie i poczucie straconego czasu. Od siebie nie polecam, choć fabuła miała ogromny potencjał, to ten cały miłosny wątek zniszczył ją doszczętnie.

Pozdrawiam, Klaudia 🐉

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Komentując zostawiasz po sobie niezmywalny ślad i przy okazji motywujesz do działania. Zostaw w komentarzu adres swojego bloga, na pewno odpowiem :)

Szablon dla Bloggera stworzony przez Devon. Wszelkie prawa zastrzeżone. ©Sara Kałecka