Tytuł: Jak ja go nie cierpię Autor: Meghan Quinn Tłumaczenie: Marta Miazek Wydawnictwo: Insignis Liczba stron: 524 Ocena:2/10
Czy jego przeszłość rysuje się inaczej, niż to sobie wyobrażałam?
Oczywiście.
Czy będę mu ją wytykać?
Nigdy.
Kolejny letniaczek od wydawnicta Insignis i niestety w moim odczuciu strzał w kolano. Wymęczyłam się przy tym tytule niesamowicie, ale przynajmniej recenzja będzie dzięki temu dłuższa. Miałam spore nadzieje zabierając się za ten tytuł. Wiedziałam, że będzie to pozycja pełna pikanterii zaczynającej się od enemies, a kończącej na lovers. Co jednak poszło nie tak?
Hattie właśnie zawaliła semestr na studiach, więc bez innego pomysłu, powraca do miasteczka w którym dorastała. Nie mając pracy i stresując się dalszą edukacją, która jest tak ważna dla jej rodziny, postanawia szukać pocieszenia w ramionach swojego partnera Matta. Niestety po raz kolejny w dość krótkim czasie czeka na nią kubeł zimnej wody w postaci zerwania. Postanawia dać nauczkę swojemu już ex-chłopakowi i udać się do jego szefa, a jednocześnie największego palanta jakiego nosiła planeta Ziemia - samego Hayes'a Farrow'a, czyli popularnego muzyka i wroga rodziny Hattie. Co można się przytrafić gdy w jednym miejscu spotkają się dwie osoby na skraju wybuchu? Przekonajcie się sami.
Przede wszystkim - Hattie. Okropna bohaterka. Zachowuje się dziecinnie od samego początku i trudno ją w jakikolwiek sposób usprawiedliwić. Ale żeby nie być gołosłowną przedstawiam kilka sytuacji, które pojawiają się już w pierwszych rozdziałach.
Rozstanie. Dziewczyna cieszy się ze spotkania z partnerem, a nagle gdy on z nią zrywa, to okazuje się, że był beznadziejny, niewspierający, słaby w łóżku i w ogóle wszystko na nie- i to właśnie dlatego była z nim osiem lat. Do tego zemsta. Rozumiem, że emocje biorą górę, a w tym wypadku bardziej chodziło o ruszenie akcji, ale dało się to zrobić lepiej.
Po tym wszystkim dostaje pracę u gościa, którego nie lubi, czyli u Hayes'a, i już po pierwszych kilku zdaniach wypala jakieś żenujące teksty o byłym facecie, który "przez osiem lat nie mógł znaleźć jej łechtaczki", czy inne tego typu.
Do tego czepia się wszystkiego, jest niemiła i choć według ogólnej opinii to Hayes jest tutaj tym złym, to z perspektywy czytelnika wydaje się tym normalniejszym z duetu.
Na plus zasługują postacie poboczne tj. mieszkańcy Almond Bay, którym warto byłoby poświęcić więcej czasu antenowego. Niestety większość scen z udziałem głównych bohaterów i osób pobocznych kończy się jakąś dyskusją z której osoby trzecie widzą jak bardzo Hayes i Hattie na siebie działają. Książkę dopadła więc podobna przypadłość co niektóre harlequiny.
Nie będę ukrywała, że przerwałam czytanie docierając do prawie dwusetnej strony, bo wiem, że dalsze czytanie byłoby pozbawione sensu.
Mam problem z tym tytułem, bo jest on przeznaczony dla czytelników 18+, natomiast przez prostotę fabuły zastanawiam się czy dorosły czytelnik, czytający sporo różnorodnej literatury, będzie miał frajdę z czytania powieści takiej jak ta.
Na pewno jest ona dla czytelników, którzy lubią mocne opisy i akcje skupioną w 95% na relacji romantyczno-erotycznej i dla osób, które zaczynają przygodę z czytaniem, nie chcąc tego robić ze zbyt wymagającą historią.
Pikantny letniaczek? Bez wątpienia. Dla fanów gorącej miłości niczym z ekranów? O tak. Czy dla wszystkich? Raczej nie. Mnie samej tytuł nie porwał, jednak zachęcam do zapoznania się.
Jakie książki porwały Was w to lato?
Pozdrawiam, Klaudia 🌻
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Komentując zostawiasz po sobie niezmywalny ślad i przy okazji motywujesz do działania. Zostaw w komentarzu adres swojego bloga, na pewno odpowiem :)