czwartek, 20 lutego 2020

"Zieleń szmaragdu" Kerstin Gier

Tytuł: Zieleń szmaragdu  Autor: Kerstin Gier  Tłumaczenie: Agata Janiszewska  Wydawnictwo: Media Rodzina  Ilość stron: 456  Moja ocena: 8,5|10

"Zostańmy przyjaciółmi - ten tekst to już doprawdy był szczyt. Na pewno za każdym razem gdy ktoś wypowiada te słowa, gdzieś na świecie umiera jedna nimfa."
     Przyznam, że gdy skończyłam czytać Błękit szafiru, nie mogłam się wręcz oprzeć kontynuowaniu czytania, zwykle zwlekam trochę z ostatnimi tomami, bo po prostu szkoda mi kończyć niektóre historie, ale tu tak się wciągnęłam, że jestem błyskawicznie po lekturze.
"Kto ma wiedzę, ten ma władzę."
     Gwendolyn Shepherd to podróżniczka w czasie, w dodatku ostatnia, która zamyka krąg dwunastu podróżników. Dziewczyna mimo braku jakiegokolwiek przygotowania radzi sobie całkiem dobrze no i dosyć szybko się uczy, co jest ogromną zaletą. Gwenny to zaledwie nastolatka, która oprócz genu, ma też całkowicie nastoletnie problemy – typu złamane serce, które aktualnie najbardziej jej doskwiera. Już w pierwszym tomie bardzo przywiązałam się do jej osoby i szczerze przeżywałam jej rozterki. Jest dosyć specyficzną postacią, która należy do tych bardziej roztrzepanych i chaotycznych bohaterek, co wbrew pozorom mi nie przeszkadza. Oczywiście w jej życiu wszystko jest zagmatwane, co nie oznacza, że nic już się nie ułoży.

"Ci, których kochamy, nie umierają, bo miłość jest nieśmiertelna."
     Gideon de Villiers to teraz nieco ważniejsza postać aniżeli w poprzednich dwóch tomach. Myślę, że mogę powiedzieć, iż przestał być aż takim snobem i nawet zyskał w moich oczach, bo ten bohater miał dosyć spory potencjał i przyznam, że został w sumie wykorzystany. Relacja między nim a Gwenny była dla mnie mimo wszystko dosyć oczywista, nieco pokraczna, ale urocza. Znamy go już w sumie od dwóch tomów, a jednak czuję się jakbym i tak wiedziała o nim niewiele, brakuje mi jakby uzupełnienia jego postaci.

     Jest to zakończenie tej serii, co w sumie trochę mnie smuci i dobija, bo chętnie bum jeszcze poczytała o ich przygodach zwłaszcza ze względu na zakończenie, które sprawiło, że się uśmiechnęłam, głównie dlatego, że było dosyć zaskakujące. Wydarzenia z tomu pierwszego wcale nie są tak odległe jak może się wydawać, nie jestem całkowicie pewna, ale wszystkie trzy tomy to około jeden miesiąc z życia Gwendolyn, zatem nie wiemy jak potoczyła się ich historia, co niezwykle mnie intryguje, bo wydaje mi się, że autorka zostawiła coś w rodzaju otwartego zakończenia – co jest dla mnie nieco frustrujące.
"Mając takie suknie, właściwie trzeba by złożyć wniosek o własny kod pocztowy."
     W kwestii mojej opinii na temat pióra autorki nie uległa zmianie, ciągle mi się podoba, co więcej, przyznam że aż się chce ją czytać, ostatnio bardzo często sięgam po te bardziej lekkie pozycje i tu dostałam to w pełnej okazałości. Czyta się przyjemnie, akcja ciągle prze do finiszu, jednak nie zapomniała wyjaśnić wątków, które w poprzednim tomie mogły wziąć się znikąd. Nie pamiętam czy wspominałam, ale Kestin Gier dosyć umiejętnie w wypowiedzi bohaterów wplata słowa czy czasem nawet całych zdań – w innym języku jak chociażby francuski czy łacinę. Co więcej bohaterowie nie są płascy, nie wydają mi się również sztywni, ale są dosyć łatwi w odbiorze, każdy jest zróżnicowany – przyznam, że z całej serii najbardziej lubiłam Madame Rossini, a Charlotta to ruda małpa, która drażniła mnie od samego początku.
"Zastanawianie się nad tym, co by było gdyby, to czyta strata czasu, moje dziecko."
     Reasumując, recenzję piszę zaraz po przeczytaniu, więc zdaję sobie sprawę z chaotyczności, ale chciałabym powiedzieć tak wiele, ale wiadomo, że za spoilery idzie się do piekła. W poprzedniej opinii wspomniałam, że bardzo podobają mi się okładki całej serii i to też nie uległo zmianie – choć najbardziej jednak w oko wpadła mi ta niebieska, są szczegółowe, ale niezbyt mocno, więc można powiedzieć, że są zrównoważone. O bohaterach już mówiłam, ale muszę powtórzyć – byli naprawdę fajnie wykreowani, bardzo się do nich przywiązałam. Fabuła oczywiście dosyć oryginalna, dla mnie to pierwsze spotkanie z motywem podróży w czasie (w książkach) i chętnie bym poczytała jeszcze. Język jest prosty, w zasadzie nic szczególnego oprócz tych wstawek. Niezwykle podobała mi się ta trylogia, obejrzę oczywiście filmy żeby zobaczyć na ile są inspirowane książkami, bo jeśli dobrze to chyba będę nałogowo oglądać. Szczerze polecam, to lekka, ale wciągająca trylogia, która skupia się na niezbyt często utrzymywanym motywie i ze świetnymi bohaterami. Oczywiście dla poszukiwaczy jest niezwykle przyjemny motyw miłości.


Pozdrawiam, Sara ❤

Za możliwość przeczytania dziękuję: www.jakkupowac.pl

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Komentując zostawiasz po sobie niezmywalny ślad i przy okazji motywujesz do działania. Zostaw w komentarzu adres swojego bloga, na pewno odpowiem :)

Szablon dla Bloggera stworzony przez Devon. Wszelkie prawa zastrzeżone. ©Sara Kałecka