wtorek, 31 marca 2020

"Ostatni jednorożec" Peter S. Beagle

Tytuł: Ostatni Jednorożec  Autor: Peter S. Beagle  Tłumaczenie: Michał Kłobukowski  Wydawnictwo: Nowa Baśń  Ilość stron: 340  Moja ocena: 7 | 10 

"A ona? Jest historią, która nigdy się nie kończy – ani szczęśliwie, ani smutno. Nie może należeć do kogoś, kto sam jest na tyle śmiertelny, że jej pragnie."
     Nawet nie pamiętam gdzie zobaczyłam tę książkę, może był to jakiś instagram, blog czy na stronie wydawnictwa. Nie jest jednak ważne gdzie, ale ważne jakie uczucia wzbudza we mnie ta powieść – głównie nostalgię, bo zanim w ogóle odkryłam istnienie książki byłam zakochana w filmie, który potrafiłam jako dziecko oglądać w kółko.


     Główną bohaterką jest Jednorogini, ostatnia ze swojego rodzaju na świecie. Jednak jak przystało na tak inteligentne i ponadczasowe stworzenie wyrusza na poszukiwanie sobie podobnych. Jej wędrówka jednak nie idzie tak gładko jak można by było się spodziewać, ale gdyby nie te skazy, Szmendryk nie pojawiłby się w jej i tak nieco monotonnym życiu no i oczywiście znalezienie pobratymców trwałoby zdecydowanie dłużej. Muszę przyznać, że po tylu latach mieszają mi się obie opinie o jej postaci – dziecięce zafascynowanie i dorosłe dostrzeganie lekkiej samolubności Jednorogini. Ciężko jest mi jednoznacznie stwierdzić jaki miała charakter zupełnie jakby miała wszystkiego po trochu – nie tylko tych dobrych cech, ale również złych. Czuję do niej ogromny sentyment, choć to nie ona jest moją ulubioną postacią.

"Wszystko, co śmiertelne, jest piękne. Piękniejsze od jednorożca, który żyje wiecznie i jest najpiękniejszą istotą na świecie."
     Kto zatem? Ano Szmendryk melepeta, który nie jest raczej mistrzem w swoim fachu, ba! Śmietany w masło nie potrafił zmienić, ale ma swój urok i jego głupkowaty humor po prostu do mnie trafia. Muszę przyznać, że uparcie wyobrażam go sobie jako takiego trochę nadwornego błazna, którym oczywiście nie był – przypuszczam, że to naleciałości z dzieciństwa. No i nie myślcie, że zapomniałam o Molly Grue, która należy w sumie do głównej trójcy. Trzeba przyznać, ze to postać odrobinkę gburowata, ale ma też (według mnie) trochę głębszą historię, która zupełnie jak w przypadku Szmendryka schodzi na dalszy plan i jest ledwie wspomniana, ale wiadomo, że większą uwagę i tak poświęcimy Jednorogini. Mimo wszystko autor stworzył bardzo ciekawe i wartościowe postacie, nie tylko te główne, ale również drugoplanowe jak chociażby książę Lir.
"Miłość jest chyba silniejsza niż wszelkie nałogi czy okoliczności. Chyba można bardzo długo dla kogoś się oszczędzać, a gdy ta osoba wreszcie się zjawi, pamiętać, że to właśnie na nią się czekało."
     Autor ma naprawdę interesujące pióro – spokojne, ale na szczęście nie nazbyt powolne. Akcja jest miarowa, wielu zwrotów akcji tu nie uświadczymy, aczkolwiek to zapewne był zabieg celowy, w końcu jest to powieść pokroju baśni i właśnie w tym klimacie została ukazana. Trzeba przyznać, że faktycznie owa książka przemyca uniwersalne prawdy o świecie i trzeba się nią delektować.

     Co do okładki – bez dwóch zdań ma w sobie nie tylko urok, ale również bajkowe cechy, utrzymana w dosyć pastelowych odcieniach, co według mnie podbija bajkowe wrażenie. Co więcej w środku zostały również umieszczone ilustracje – piękne, czarno-białe, szczegółowe i w sporej ilości, co z całą pewnością urozmaica czytanie.

"(...) nawet najwięksi czarodzieje są bezsilni wobec dwojga ludzi, którzy trzymają się razem..."
     Podczas pisania recenzji mam jeszcze mieszane uczucia, była dobra, ciekawa, no i tu pojawia się ALE. Mimo, że podobała mi się ta książka, fabuła nie trąciła banalnością, a bohaterowie byli barwni to coś jednak było nie tak. O co zatem mi chodzi, miałam większość rzeczy, które powinny były mnie zadowolić, ale to nie było TO. No cóż, mimo wartości sentymentalnej to nie było nic takiego, ot zwykła, nawet dobra książka, nieco bardziej skierowana dla młodszych.


     Reasumując, jest to lekka i niezbyt wymagająca – spokojna i dosyć powolna, powieść. Historię Jednorogini odbieram jako coś oryginalnego, nie przeczę, no a bohaterowie nie są płytcy. Niemniej jednak czuję, że to była po prostu przeciętna, absolutnie nie pod względami jakości, bo tą kwestię oceniam jako dobrą. Jednak, gdyby nie wartość sentymentalna to raczej na niezbyt długo zapadła by mi w pamięci. Doceniam jednak, że w owym wydaniu został zawarty sequel Dwa Serca, co było ciekawym uzupełnieniem historii, może nie niezbędnym, ale interesującym. Autor ma lekkie pióro, czyta się to szubko i przyjemnie, jednakże czuję się zobligowana do uprzedzenia, że nie jest to powieść, którą będzie się długo pamiętało, jako odskocznia od czegoś bardziej wymagającego jak najbardziej wskazana. Polecam, chociażby ze względu na dosyć oryginalną fabułę i klimatyczny bajkowy styl.

Pozdrawiam, Sara ❤

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Komentując zostawiasz po sobie niezmywalny ślad i przy okazji motywujesz do działania. Zostaw w komentarzu adres swojego bloga, na pewno odpowiem :)

Szablon dla Bloggera stworzony przez Devon. Wszelkie prawa zastrzeżone. ©Sara Kałecka