Tytuł: Pod Taflą Autor: Louise O'Neill Tłumaczenie: Andrzej Goździkowski Wydawnictwo: We Need YA (Czwarta strona) Ilość stron: 336 Moja ocena: 8,5|10
"Miłość jest cierpieniem. Miłość oznacza, że ktoś może otworzyć ci pierś i wyrwać z niej serce, jakby było czymś pozbawionym wartości."Gdy ta książka wchodziła na Polski rynek, zakochałam się, jednak dorwałam ją niedawno i już jest za mną. Opinie na jej temat były raczej podzielone z tego co widziałam, no i to mnie trochę martwiło, zanim sama się przekonałam, co tak naprawdę skrywa.
Gaja to najmłodsza córka Władcy mórz, najpiękniejsza i najbardziej utalentowana spośród sióstr. Poznajemy ją, gdy kończy 15 lat, czyli coś na zasadzie kamienia milowego, po którym odblokowują się nowe przywileje, bo w tym wodnym królestwie kobiety, zwłaszcza te królewskiego pochodzenia mają niezbyt wiele do powiedzenia. Ba, nie mogą mieć własnego zdania, muszą być podporządkowane mężczyznom – ich zachciankom, kaprysom czy nawet wyobrażeniom, panuje tu przeokropne przeświadczenie, że syreny są potrzebne do rozrodu, dbania o potrzeby trytonów i wyglądania dobrze. Każde odstępstwo lądowało na Rubieżach, gdzie Władca mórz, nie musiał ich oglądać. Wracając do Gai, w końcu, gdy kończy te 15 lat i może wreszcie wypłynąć na powierzchnię i się zakochuje – jest to w sumie największa oznaka buntu, można ją zatem nazwać niezwykle odważną, ale i lekkomyślną, bo naraziła siebie dla kogoś, kogo tak na dobrą sprawę nie znała. Polubiłam tę bohaterkę, była wytrwała i gotowa do poświęceń, a także niezwykle cierpliwa, aczkolwiek dosyć naiwna. To ona jest i będzie symbolem buntu i miejmy nadzieję gruntownych zmian w Wodnym Królestwie.
"Staję się jednym wielkim bólem. Ból. Tylko on istnieje i zawsze będzie istniał."
Jest to oczywiście retelling Małej Syrenki, swoją drogą jest to moja ulubiona baśń, jednak ta wersja mimo wątków fantastycznych, wydaje się być brutalnie prawdziwa, mamy to szczęście, że możemy mieć własne zdanie – w tej powieści, kobiety zostały pozbawione jakiegokolwiek wyboru czy nawet godności. Podobała mi się ta książka, była na swój sposób bardzo wciągająca i porusza interesujący temat. To była moja pierwsza styczność z twórczością tej autorki i muszę przyznać, że bez względu na tematykę, ma dosyć lekkie i przyjemne pióro, prowadziła akcję dynamicznie no i używała przystępnego języka, może do poetyckich nie należał, jednak dobrze mi się czytało. Dialogi nie były sztywne, było sporo monologów, bo wiadomo, jak przebiega oryginalna historia, no i główna protagonistka nie za bardzo może odpowiadać, jednak pozostają nam jej myśli.
"Jesteśmy więcej warte. [...] Więcej warte od naszych ślicznych buziek."
Reasumując, mimo lekkich wątpliwości, które miałam przed przeczytaniem – podobała mi się ta książka, za fasadą fantastyki ukrywa się problem, który jest rażący i trzeba koniecznie tępić, pozostawia po sobie też pewien istotny i bardzo na czasie morał, a mianowicie, często nasze obiekty westchnień są przez nas idealizowane i nie dostrzegamy wad, Gaja przekonała się o tym na własnej skórze. Bohaterowie, jak dla mnie nie byli płascy, wykreowani kreatywnie i różnorodnie, ciężko ich nie lubić. Równie łatwo poszło mi przywiązanie się do głównej protagonistki, choć przykro było momentami patrzeć na jej ból. Chętnie poznam inne książki tej autorki, bo jej pióro przypadło mi do gustu i podoba mi się sposób, w jaki potrafi przemycić istotne problemy/morały do fantastyki czy ogólnie książek młodzieżowych jeśli tak można to określić. Ponowię też stwierdzenie, że oprawa graficzna jest świetna. Polecam, według mnie porusza ciekawą tematykę i warto zobaczyć jak Gaja sobie z tym radzi.
Pozdrawiam, Sara ❤
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Komentując zostawiasz po sobie niezmywalny ślad i przy okazji motywujesz do działania. Zostaw w komentarzu adres swojego bloga, na pewno odpowiem :)