Oto ja, jakże dorosły człowiek, bez dzieci, który uwielbia bajki i zbiera naklejki w biedronce na świeżaki, zwierzaki czy inne fajniaki. Na Królikulę trafiłam w sumie przez przypadek i pierwotnie było to w formie serialu animowanego, a potem dopiero jako książka. Jest to lekki twór, przyjemny w odbiorze.
Mamy tu narratora, którym jest Harlod – pies państwa X, tudzież (w książce) rodziny Monroe, który przeżywa wszystko niczym prawdziwy pies. Trzeba przyznać, że to dosyć ciekawe podejście do sprawy, podobał mi się sposób, w jaki autorzy podeszli do tej kwestii. Harold był dosyć emocjonalny, potrafił przekazać w sumie wszelkie niezbędne emocje. Przybycie Królikuli do ich posiadłości miało z pewnością ogromny wpływ na całą rodzinę, a zwłaszcza na kota Czesława i psa Harolda, Czesiu mocno histeryzuje, gdy dowiaduje się o drugiej naturze królika, dostaje istnej szajby i w sumie na tym głównie skupia się powieść.
Oczywiście, to lekka (nawet bardzo książka), skierowana głównie ku młodszym odbiorcom, ma parę niedociągnięć, których grupa docelowa z pewnością nie zauważy. Czytało mi się miło i zdecydowanie błyskawicznie, nie ma żadnego drugiego dna – to zwykłam, najprostsza książka typowo dla nieco młodszych niż młodzież. Autorzy używają banalnego i zrozumiałego języka. Okładka jest troszeczkę śmieszna, ale z drugiej strony urocza i family friendly, wydana w twardej porządnej oprawie. Co więcej, do najdłuższych Kicająca groza nie należy, ale z pewnością nada się właśnie dla młodego odbiorcy, mi nie do końca wystarcza, ale podobała mi się – Harold i Czesław zdobyli moją sympatię, a rodzinę Monroe z pewnością czeka jeszcze wiele przygód.
Pozdrawiam, Sara ❤
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Komentując zostawiasz po sobie niezmywalny ślad i przy okazji motywujesz do działania. Zostaw w komentarzu adres swojego bloga, na pewno odpowiem :)