czwartek, 28 stycznia 2021

"Błękitnokrwiści" Melissa de la Cruz

 Tytuł: Błętkitnokrwiści  Autor: Melissa de la Cruz  Tłumaczenie: Małgorzata Kaczarowska  Wydawnictwo: Jaguar  Ilość stron: 350  Moja ocena: 7,5|10
"Małżeństwo służyło utrzymaniu fortuny w obrębie rodziny, znalezieniu dobrego partnera, tak jak w biznesie. Zrozumiała z czasem, że niektóre rzeczy można zdobyć tylko poza małżeństwem, jako że nawet najbardziej lojalny współmałżonek ich nie zapewni."
     Chodziła mi po głowie ta książka od wielu lat, w zasadzie to odkąd przeczytałam część tej serii po raz pierwszy i nigdy nie dokończyłam. Teraz mam w posiadaniu niemalże komplet serii, bo ku memu złamanemu sercu brakuje mi szóstego tomu.


     Główną bohaterką jest Schuyler (miałam zawsze problem z tym imieniem, dopóki nie okazało się, że to po prostu Skyler) Van Alen, której jak wspomniałam, nie potrafiłam wymówić imienia poprawie przez jakiś czas, która ma 15/16 lat i uczy się w Duchesne, jak wielu innych jej podobnych – miejsce w tej szkole zapewnia jej nazwisko, Van Alenowie są silnie związani z historią NY. Jest dosyć specyficzną postacią – nie do końca pasuje do społeczeństwa, w którym się obraca, ubiera się raczej po swojemu – coś jakby styl gotycki pomieszany z lekkim misz maszem. Włosy czarne jak heban i zwykle rozpuszczone, miała też przenikliwe niebieskie oczy. Schuyler była naprawdę inteligentna, jednak cicha i powściągliwa w kontaktach, to wrażliwa dziewczyna, która trochę zbyt szybko otwiera się na romantyczną relację. Bardzo lubiłam jej postać, choć opierała się na dosyć popularnym schemacie – wyjątkowa i jedyna w swoim rodzaju protagonistka, która jest ewenementem wśród swoich.


     Oliver Hazard-Perry jest przyjacielem Schuyler (najlepszy), to zdecydowanie ekstrawertyk, dosyć zabawny i opiekuńczy, nie sposób go nie lubić. Jest dosyć specyficzny, jednak trzeba przyznać, że to nic dziwnego w tej serii. Kolejną niezwykle ważną postacią jest Benjamin „Jack” Force, który jest schematycznym „idealnym” łamaczem serc, jednak potem poznajemy go trochę bliżej i okazuje się być dosyć miłym i przyjemnym gościem, choć z pewnością wiele odkryjemy w kontynuacji. Skoro już wspomniałam o Jakcu, to muszę też o jego siostrze bliźniaczce Madeleine „Mimi” Force, która zdecydowanie do najmilszych nie należy, jest władcza i nieprzyjemna, zazdrosna i niezwykle zaborcza, bardzo się wywyższała i była po prostu irytująca, to postać, której się po prostu nie lubi ze względu na usposobienie.
"Czerń jest kolorem nocy -mruknął Charles. -Biel jest prawdziwym kolorem śmierci."

     Czuję ogromny sentyment do tej serii i do sposobu, w jaki autorka ugryzła temat wampirów i jak sprawnie wplotła w romans fantastyczny tyle historii Ameryki i pierwszych osadników z Mayflower – a wszystko ubrane w subtelny, niebanalny i niezbyt wymagający język. Autorka ma lekkie pióro, przyjemne i typowe dla tego rodzaju książek, czyta się niezwykle szybko, bo nie jest to zbyt wymagająca seria, a jednak wciąga. Autorka postawiła na dosyć powolne rozwijanie relacji między bohaterami, co jest zrozumiałe ze względu na ilość tomów i w sumie działa to na korzyść, bo jestem szczerze ciekawa jak rozwinie się relacja Schuyler – Jack, ponieważ parę tajemnic, które autorka zataja przed Schuyler mogą naprawdę wiele zmienić. Melissa de La Cruz stworzyła ogrom rozbudowanych i barwnych postaci, które mają własne historie i pochodzenie – szczerze podziwiam tak szczegółowe zajęcie się nawet pobocznymi postaciami.

     Okładka jest naprawdę ładna i interesująca, choć trzeba przyznać, że raczej nie jest na czasie i już niekoniecznie się wpisuje w aktualne typy okładek. Wzrok z pewnością najbardziej zwracają przeszywające niebieskie oczy.


     Reasumując, nie będę ukrywać – to typowa młodzieżówka z motywem wampirów, który mimo wszystko został niezwykle oryginalnie przedstawiony i wpleciony w nie fragment historii (oczywiście podkoloryzowany, ale ziarnka prawdy się w tym znajdzie). Autorka stworzyła niezwykle różnorodnych i barwnych bohaterów i nadała im oryginalne i unikatowe historie. Przeczytałam tę książkę z ciekawości i ogromnego sentymentu, z drugiej strony chciałam sprawdzić, czy dalej będzie mi się tak podobała – teraz widzę w niej pewne niedociągnięcia i schematyczność, a także prostotę, ale i tak jestem zadowolona, to był przyjemny powrót. Polecam, choć nie są to wymagające książki.

Pozdrawiam, Sara ❤

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Komentując zostawiasz po sobie niezmywalny ślad i przy okazji motywujesz do działania. Zostaw w komentarzu adres swojego bloga, na pewno odpowiem :)

Szablon dla Bloggera stworzony przez Devon. Wszelkie prawa zastrzeżone. ©Sara Kałecka