sobota, 17 lipca 2021

"Pan Lodowego Ogrodu. księga I" Jarosław Grzędowicz

 


Tytuł: Pan Lodowego Ogrodu. księga I  Autor: Jarosław Grzędowicz Ilustracje: Jan J. Marek Wydawnictwo: Fabryka słów Liczba stron: 539 Ocena:8/10

-Zły koń! Bardzo zły, niepozytywny koń! Niedobry koń! - krzyknął Drakkainen, wypluwając trawę. - Znaczy właściwie nie koń, tylko ten, renifer jakiś... Czy daniel... Cholera cię wie. Zły jeleń! Bardzo niedobre zwierzę wierzchowe nieznanego gatunku! Złe okapi! Brzydka żyrafa!
Jeszcze nie tak dawno miałam możliwość zapoznania się z piórem pana Jarosława Grzędowicza dzięki powieści Popiół i kurz. Całość była dość oryginalna, wyczuwalna była polska fantastyka - co lubię. Oryginalna historia o świecie pomiędzy dla  fanów autora okazała się jednak nie być pełnią jego możliwości. Osobiście chciałam sięgnąć inne pozycje, żeby przekonać się czy są utrzymywane w podobnym klimacie, ale nie spodziewałam się, że chcieć to móc, działa w wersji ekspresowej. Po kilku dniach u moich drzwi pojawił się Pan Lodowego Ogrodu.  Nie zwlekałam więc długo i zabrałam się za jedną z najlepiej ocenianych książek autora.

Drakkainen to ziemianin, który wysłany zostaje na misję poszukiwawczą swoich towarzyszy. Udali się oni na inną planetę, a po dwóch latach i kilku akcjach poszukiwawczych, nadal nie ma od nich znaku życia. 
W innym świecie są dziwne stworzenia, ludzie, a także tajemnicza mgła, potwory i kości. Nie ma za to praw, które ograniczałyby sposób działania Nitj'sefni - naszego Nocnego Wędrowca. 
Poszlaki ziemian prowadzą przez Dwór Szalonego Krzyku aż w głąb tej dziwnej pogrążonej w mroku planety.

Mimo że to fantastyka, to zawiera ona elementy science-fiction jak np. odkrywanie planety i rozwinięte technologie. Nie powiem - jest to dziwne połączenie. Trochę jakby pomieszanie średniowiecza z współczesnością, co w sumie nie odbiega znowu tak daleko od prawdy, biorąc pod uwagę stan miejsca w którym znalazł się Drakkainen.
Pojawia się też motyw drogi na który natrafiam coraz częściej jakby bohaterowie nie mogli usiedzieć na miejscu i przygoda nie mogła przyjść do nich. Choć z życia raczej wszyscy zdajemy sobie sprawę, że najciekawsze przygody przeżywamy w zupełnie nieznanych miejscach wśród obcych ludzi. 

Nocny Wędrowiec sprawia wrażenie bardziej ludzkiego niż świat, który opuścił. Jego osoba wydawała się zdystansowana od jakichkolwiek emocjonalnych barier. Nawet szukanie towarzyszy nie wynikało z jakiejś emocjonalnej więzi, a po prostu z chęci wykonania zadania i zaciekawienia otaczającym światem. Było sporo podobieństw do naszego i autor zrzucił to na karb ludzkich pragnień, które w końcu niezależnie od planety, nie powinny się za bardzo różnić od siebie. Pojawiły się za to kolorowe stwory i równie kolorowi ludzie z dodatkami np. w postaci ostrego uzębienia. Trochę niczym świat w krzywym zwierciadle. 

Powiadam ci, Nitj'sefni, jeżeli jakiś Wąż powie ci, że dzień jest ładny, to sprawdź od razu, czy w ogóle jest dzień i co on w ten sposób chciał zyskać.

Minusem, który wpłynął na długość czytania pozycji, to na pewno rozdziały mające po kilkadziesiąt stron. Wolałabym, żeby było ich więcej, a jednak były krótsze. Przez to książka potrafiła leżeć parę dni bez sięgania po nią, żeby za chwilę przeczytać od razu dwa/trzy rozdziały. Nie brzmi to imponująco, ale długość trzech rozdziałów, to jakaś 1/3 całej książki. 

Nie różni się za bardzo od ostatnich pozycji, które miałam możliwość przeczytać. Pojawiały się podobne motywy przez co chyba trudniej mnie zachwycić, choć trzeba przyznać, że dużą robotę zrobiła tutaj właśnie ta druga planeta i wojny bogów, Pieśniarze, tajemnicze mgły i potwory - to właśnie tutaj w tych detalach tkwi potencjał tej historii. No i oczywiście w Nocnym Wędrowcu, który był jakby zmęczony życiem i niewiele było go w stanie zadziwić. Lubię takich bohaterów zaraz obok tych zdeterminowanych łamag, które starają się przeskoczyć własne możliwości. Żadnych czułostek, żadnych bezsensownych zawirowań, tylko walka, logika, chłodne myślenie i motyw drogi.

Zwykle chcąc nie chcąc opieramy swoje spojrzenie na czyjeś dzieło przez pryzmat pierwszego z którym mieliśmy styczność, natomiast w tym przypadku tak nie było. Trochę to dziwne, bo przeważnie tak miałam, a tym razem odseparowałam jednak Popiół i kurz od Pana Lodowego Ogrodu. Może to dlatego, że odczuwam ogromną różnicę między sposobem pisania tych dwóch powieści. 
To trochę jak w przypadku Johna Greena, który pisze różne historie, a jednak podczas ich czytania ma się ochotę powiedzieć Tak, to bardzo w stylu Johna Greena. Możemy w jakiś sposób wyczuć styl, a tutaj mam wrażenie jakby dwie powieści wyszły od dwóch różnych osób. Jest to jak najbardziej na plus. Taka Madonna polskiej fantastyki - nieważne jak bardzo zmieni styl, zawsze się w niego wpasuje. 
Nie wiem jak rozwinie się akcja w drugiej części, ale ta jak najbardziej zachęca na ciąg dalszy.

Pozdrawiam, Klaudia 🧊

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Komentując zostawiasz po sobie niezmywalny ślad i przy okazji motywujesz do działania. Zostaw w komentarzu adres swojego bloga, na pewno odpowiem :)

Szablon dla Bloggera stworzony przez Devon. Wszelkie prawa zastrzeżone. ©Sara Kałecka