Tytuł: Płonący bóg Autor: Rebecca F. Kuang Tłumaczenie: Grzegorz Komerski Ilustracje: Przemysław Truściński Wydawnictwo: Fabryka Słów Liczba stron:795 Ocena:6/10 (odnosi się do trzeciego tomu) 10/10 (odnosi się do całej trylogii)
-Żyć jest o wiele trudniej, niż umrzeć. Ale to nie oznacza, że nie zasługujesz na życie. To znaczy, że jesteś bardzo odważny.
Spoglądając na grubość przesłanej przesyłki, ani przez chwilę nie miałam wątpliwości, że to właśnie trzecia część Wojen makowych. Obok niesamowitego szczęścia, że w końcu nadszedł czas premiery, pojawiła się też wątpliwość czy chcę kończyć tę serię. Nie chodzi tutaj o koniec przygody bohaterów, a o rozczarowanie, które mogło przyjść wraz z nie takim zakończeniem, na jakie liczyłam. Pozostawanie w niepewności jednak wydawało się gorszą opcją dlatego też potraktowałam pozycję jako priorytet. Pierwsze rozdziały szły ciężko ze względu na masę imion i miejsc, które trzeba było z powrotem powklejać w odpowiednie rubryki - jakby nie patrzeć, minęło jakieś osiem miesięcy od recenzji Republiki Smoka, dlatego coś niecoś mogło człowiekowi umknąć. Pozostało jednak nie tylko zrecenzować Płonącego boga, ale też podsumować całość!
Trylogia jaką przyszło nam śledzić, to historia młodej dziewczyny - Runin Fang, która marzy tylko o tym, aby wyrwać się z Tikany i zacząć zupełnie nowe życie. Gdy zdaje keju i dostaje się do sinegardzkiej akademii wojskowej nie jest jej łatwo. Jest w końcu tylko biedną dziewczyną, której się poszczęściło. Do tego jest speerytką, a to nie przynosi jej dodatkowej sławy. Po wybuchu wojny wszystko się zmienia, a młoda dziewczyna zmuszona jest do przetrwania, a do tego przeżywania utraty swoich przyjaciół, a to wszystko w imię wolności, która nie nadchodzi. Kolejne zdrady i rozczarowania pchają dziewczynę w różne strony. W trzeciej części wojna trwa już w najlepsze... Rodzina Yin wraz z Hesperianami podbijają północ. Rin dostaje list od Nezhy, jednak jest pełna wątpliwości i nie wie, czy powinna mu zaufać. Tymczasem sama rusza na południe, gdzie toczy kolejne walki u boku Kitaja i nowego sprzymierzeńca - Soujiego, który nie ma zamiaru podporządkowywać się planom młodej speerytki.
Za plecami młodzi wojownicy mają stosy trupów i pozostawionych zgliszczy, jednak przed sobą dostrzegają upragnioną wolność, a przynajmniej chcą ją widzieć. Jaki finał będzie miała wojna ciągnąca się od tak długiego czasu?
Muszę przyznać, że tak fascynującej serii nie spotkałam dawno. Dlaczego tak bardzo mnie wciągnęła? Nie wiem. Może ma to związek z wartką akcją, z ciekawym prowadzeniem bohaterów, walkami, ciekawymi opisami, a może umiejscowieniem tego wszystkiego w Azji? W końcu w prawie każdej książce fantastycznej znajdą się walki, czy ciekawy bohater. Nie wiem co takiego jest w piórze Rebecci F. Kuang, że potrafiłam nie przespać kilku nocy, żeby dokończyć tom Wojen makowych. Ostatnia część co prawda przytrzymała mnie najdłużej do czwartej nad ranem, jednak nie potrafiłabym przesiedzieć całej nocy po ostatnich dniach sesji połączonych z pracą.
-Generale? - Ręka Dulina raz jeszcze powędrowała w powietrze. - Z całym szacunkiem, ale czy moglibyśmy przestać się opierdalać i wziąć wreszcie do roboty?
Żeby jednak nie było, że skupiam się tylko na pozytywnych stronach - może przyda się trochę krytyki, której nie potrafiłam z siebie wykrzesać w poprzednich częściach. Po zamknięciu całości mogę z dystansem spojrzeć na co liczyłam, a czego jednak zabrakło, czego poskąpiono i gdzie pojawiły się te drobne rozczarowania.
Jednym z nich jest utrzymanie ciężkości tematu wojny przez cały trzeci tom. Rozumiem, że wojna to poważna sprawa, jednak brakowało mi chociażby kilku stron na coś lżejszego, na jakąś radość w tym wszystkim i odetchnięcie na chwilę od całego cierpienia. Przez to odczułam ogromny żal nad zakończeniem czasów akademii Sinegardzkiej. Nawet podczas walk po stronie Vaisry (tom drugi) całość była przyjemniejsza.
Drugą niewykorzystaną nadzieją, która została pogrzebana dość szybko, był wątek miłosny. Nie jestem fanką wciskania wszędzie romansideł. Wielokrotnie to zupełnie nie pasuje, a później psuje całość. Tutaj jednak autorka tworzyła subtelne zabiegi, które sprawiały, że od początku śledziłam z zainteresowaniem rozwój relacji pomiędzy postaciami, które bądź co bądź, są młode. Po drodze pojawiło się wielu bohaterów takich jak Altan, czy Nezha i gdzieś liczyłam, że krok po kroczku pójdzie to w jakąkolwiek stronę. Altan jednak odpadł już po pierwszej części, a obecność Nezhy w trzecim tomie (gdzie myślałam, że w końcu jego postać dostanie swoje antenowe pięć poważnych minut) jest bardzo nikła.
Największym rozczarowaniem jednak okazała się dla mnie sama bohaterka.
Poczynania Runin śledziłam od samego początku i nie mogłam doczekać się co przyniesie jej los. Byłam ciekawa jakie ludzie mają przemyślenia, a także domysły na kolejne części. Wielokrotnie widziałam opinie, że protagonistka poszła w złą stronę i wielu czytelników nie rozumiało jej postępowania. Nie mogłam zgodzić się z nimi po pierwszych dwóch częściach, jednak po lekturze Płonącego boga musiałam zmienić zdanie.
Przemiana Rin ze zdyscyplinowanej dziewczyny chcącej coś w życiu osiągnąć dzięki ciężkiej pracy w młodą kobietę, która jest w stanie poświęcić ludzkie życia w imię jej własnych celów jest dość szokująca. Nie powiem - dobrze widzieć bohatera, który nie tylko idzie w dobrą stronę, ale też błądzi i ma wiele wad, jednak chyba aż tak drastycznej przemiany się nie spodziewałam. Koniec końców dziewczyna zaczęła stawać się tym, kogo sama z początku nienawidziła.
Zastanawiałam się też czy sama autorka znienawidziła Rin, czy jej zamysł był taki od samego początku.
Od pierwszego tomu mogłam zaznaczać dialogi i myśli bohaterów, które były zabawne, albo naprawdę dające do myślenia. Trzeci tom był pod tym względem bardzo ubogi. Pojawiały się oczywiście świetne wymiany zdań, a jednak w o wiele mniejszym nakładzie, niż wcześniej.
Brakowało mi humoru cike, uczniów akademii, innych wersji postaci. W zamian za nich dostaliśmy masę niewiele znaczących osób, a także wrogów, którzy budzili głównie niechęć.
Co było dużym plusem, to opisy. Naprawdę nie wiem jak wiele słów można z siebie wyrzucić przez prawie 2300 stron, które miałam możliwość przeczytać, jednak ani przez chwilę nie byłam znudzona opisami - czy to walk, czy to krajobrazu. W trzeciej części już częściej pojawiały się momenty, w których chciałam dobrnąć do końca rozdziału, żeby coś się działo, bo miesięczne wędrówki przez cały kraj były mniej ciekawe niż wcześniej.
Mimo że zakończenie wydaje się słabsze niż poprzedniczki, to nadal nie uważam tego tomu za tragiczny, choć obyłabym się bez niego wiedząc jak to się skończy. Trylogia ostatecznie wypada bardzo dobrze i nie żałuję żadnej minuty, którą mogłam zamiast czytania poświęcić na sen.
Mam nadzieję, że Rebecca F. Kuang nie poprzestanie na tym, a już niedługo pojawi się coś zupełnie nowego, ponieważ bez wątpienia będę śledziła poczynania autorki i sięgała po książki, które spod jej pióra wyjdą.
To chyba najdłuższa recenzja jaką przyszło mi pisać. Jest to również pierwsze podsumowanie zakończonego cyklu, dlatego mam nadzieję, że chociaż niektórzy dotarli do końca. Tych, którzy jeszcze wahają się czy sięgnąć po pierwszą część - warto. Naprawdę.
Tym którzy jeszcze nie przeczytali Płonącego boga - bójcie się!
Pozdrawiam Was gorąco, Klaudia 🔥
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Komentując zostawiasz po sobie niezmywalny ślad i przy okazji motywujesz do działania. Zostaw w komentarzu adres swojego bloga, na pewno odpowiem :)