Tytuł: Gdyby ocean nosił twoje imię Autor: Tahereh Mafi Wydawnictwo: We need YA Tłumaczenie: Agnieszka Brodzik Liczba stron: 315 Ocena: 3,5|10
Coś się działo; coś się zmieniało i ta zmiana budziła we mnie lęk.
W końcu w czasie wolnym mogłam usiąść do książek, które kupiłam już kupę czasu temu, a jednak nie miałam okazji się za nie zabrać. Gdyby ocean nosił twoje imię była jedną z tych pozycji i pamiętam, że słyszałam wiele zachwytów nad tym tytułem. Podobno niektórzy potrafili się przy niej wzruszyć, więc tym bardziej skuszona okładką, chętnie po nią sięgnęłam.
Jest kilkanaście miesięcy po ataku z 11 września. Shirin to szesnastoletnia muzułmanka, której życie wyglądało niczym jedna wielka przeprowadzka. Zmieniała tyle razy miejsca zamieszkania, że nie zdążyła się z nikim dobrze zaprzyjaźnić, a nawet jeśli, to po kolejnej przeprowadzce trzeba było zaczynać od nowa. W końcu trafia do nowej szkoły. Wydaje jej się, że wszystko będzie takie samo - okropni ludzie, poczucie bycia odmieńcem, wyzwiska. W sumie to ma rację. Jest jednak ktoś, kto sprawia, że miejsce jest odrobinę przyjemniejsze. Chłopak o równie dziwnym imieniu co naszej protagonistki - Ocean.
Po raz kolejny świetnie nastawiałam się na historię zwłaszcza, że wątki wydawały się oryginalne i po raz kolejny poczułam ból w kolanie z powodu zbyt szybkiego optymizmu.
Sama Shirin jest dość nijaka. Do tego irytująca w swoim podejściu do wszystkiego - jest uprzedzona i niemiła, a większość dialogów z ludźmi opiera się na Aha. Okej. No. Dobra. Tym sposobem podczas rozmów z innymi bohaterami, których nie ma nawet zbyt wielu, można poczuć jakby były one tekturowe. Ich problemy skupiają się tylko i wyłącznie wokół bohaterki. Podobnie jak w harlequinach. Jedynymi bardziej rozwiniętymi postaciami pod względem osobowości wydają się sama Shirin i Ocean. Może trochę brat protagonistki, ale niewiele.
Główna bohaterka jest też za bardzo skupiona na sobie. Wszędzie dopatruje się, że coś się wydarzy przez nią. Nieważne czy to w ogóle jej dotyczy. Chociaż Shirin ma prawo tak myśleć, bo autorka stworzyła idealny Świat Shirin, którego jest ona jedynym centrum, a reszta po prostu krąży na jej orbicie. Ehh
Przez słabo rozwinięte dialogi, opisy o jakichś uczuciach, czy rozwoju relacji są zwyczajnie głupie, bo przecież bohaterowie prawie nie rozmawiają, a jeśli już to o zupełnie bezsensownych rzeczach.
Nie wiem czy to kwestia umieszczenia historii, gdzie mają oni jakieś szesnaście-siedemnaście lat, ale rozwiązywanie problemów wygląda tutaj raz, że nierealistycznie i dwa - zwyczajnie dziecinnie. Historia byłaby być może lepsza, gdyby autorka pokusiła się na nieco bardziej ogarniętych lub zwyczajnie starszych bohaterów, bo sam temat rasizmu mógł się ciekawie potoczyć.
Nie mogłam się w pozycję wczuć, polubić jakąkolwiek postać też było ciężko, historia nie wzbudziła we mnie jakichkolwiek emocji poza irytacją i zwyczajnym zmęczeniem.
Pozdrawiam dzisiaj jako mały krytyk Klaudia 💅
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Komentując zostawiasz po sobie niezmywalny ślad i przy okazji motywujesz do działania. Zostaw w komentarzu adres swojego bloga, na pewno odpowiem :)