czwartek, 13 kwietnia 2023

[MINI RECENZJA] "Heaven. Miasto elfów" Christoph Marzi

 Tytuł: Heaven. Miasto elfów  Autor: Christoph Marzi  Tłumaczenie: Ewa Spirydowicz  Ilość stron: 336  Moja ocena: 5,5|10

"A jednak kiedyś nadejdzie ten dzień, gdy jedno z was będzie musiało odejść. I wtedy drugiemu pęknie serce i uzna, że lepiej było nigdy nie kochać."

    Heaven. Miasto elfów zapadła mi w pamięci głównie przez okładkę i gdy wreszcie ją kupiłam, to nie mogłam się powstrzymać i wzięłam się za czytanie i w sumie mam nieco mieszane uczucia, zatem bez zbędnej gadki.

"Życie jest nieprzewidywalne. I nikt nie może wiecznie grać. W którymś momencie maska opada, a wtedy trzeba spojrzeć w lustro i zmierzyć się z tym, co w nim widzimy."

    Przedstawmy najpierw głównego bohatera – Davida, który ma coś koło 20 lat i z pewnością należy do tych bardziej specyficznych postaci. To typ samotnika, choć nie można mu odmówić całkiem interesującą pracę (oczywiście nie mówię ty o samej pracy w antykwariacie), a mianowicie dostarcza białe kruki klientom i jednocześnie zwiedza Londyn (tyle że z perspektywy dachołazów). No cóż, nie ukrywam, że ten chłopak nie ma w sobie nic specjalnego, no może tylko to, iż bezinteresownie jest skłonny pomóc zupełnie obcej osobie – tu mowa rzecz jasna o Heaven, która… No nie jest to zbyt normalna i specyficzna, jest w tym wypadku to zdecydowanie za mało. Nie brakuje jej sporej dawki tajemniczości i w sumie nawet niewiedzy samej Heaven na swój temat. Tak wiem, nie dość, że pogmatwane to w dodatku odrobinkę nudnawe.

 "A jednak czasami trzeba składać puste obietnice. Czasami dzięki kłamstwom można zobaczyć życie takie, jakie jest naprawdę."

    Choć sam pomysł autor miał dosyć oryginalny pomysł to niestety, jak dla mnie w pewnym momencie stracił ten flow i zrobiło się zamiast ciekawie to nudno, jednak i tak mnie wciągnęła na tyle, że chciałam doczytać do końca. Christoph Marzi nie ma złego pióra, bardziej bym powiedziała, że jest przeciętne – bez zaskoczeń, choć za to stworzył przystępną językowo powieść, której zabrakło nieco bardziej rozbudowanych postaci, przez co traci naprawdę wiele.

 "Wszyscy wiążemy z życiem wielkie nadzieje. A można po prostu żyć."

    Reasumując „Heaven. Miasto elfów” to mój malutki zawód, bo nie ukrywam, że troszeczkę mnie zaślepiła ładna okładka i bardzo możliwe, że miałam zbyt duże wymagania. Jednak muszę przyznać – była przyjemna w odbiorze, lekka i dosyć przewidywalna. Może wam akurat bardziej Heaven przypadnie do gustu, bo mi czegoś niestety tu zabrakło.

Pozdrawiam, Sara ❤

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Komentując zostawiasz po sobie niezmywalny ślad i przy okazji motywujesz do działania. Zostaw w komentarzu adres swojego bloga, na pewno odpowiem :)

Szablon dla Bloggera stworzony przez Devon. Wszelkie prawa zastrzeżone. ©Sara Kałecka