Tytuł: Siedem śmierci Evelyn Hardcastle Autor: Stuart Turton Tłumaczenie: Łukasz Praski Wydawnictwo: Albatros Liczba stron: 512 Ocena:10/10
Jak bardzo trzeba się zagubić, żeby pozwolić diabłu wskazać sobie drogę do domu?
Ponad rok tytuł czekał aż się za niego zabiorę. Był jednym z kilkunastu, które pobrałam, żeby w trakcie pracy mieć czego słuchać. Jak to bywa - nie przewidziałam, że książek jest zbyt wiele i nie dam rady przeczytać ich wszystkich. Nie wiem czym kierowałam się przy wyborze tych ówczesnych tytułów, jednak postanowiłam to sprawdzić, a Siedem śmierci Evelyn Hardcastle poszedł na pierwszy ogień.
Aiden Bishop każdego dnia przez osiem dni budzi się w ciele kogoś innego. W tym czasie musi odkryć, kto zabija Evelyn. W przypadku niepowodzenia cykl zaczyna się od nowa.
Poza nim są jeszcze inne postacie - zarówno osoby postronne, jak i te, które za wszelką cenę chcą opuścić Blackheath i nie cofną się przed niczym. Zwycięzca może być tylko jeden. Tik-tak, czas ucieka.
To jak bardzo wciągnął mnie świat stworzony przez autora jest niesamowite. Ostatni raz gdy czytałam z taką zaciekłością, było podczas Wojen makowych cztery lata temu.
Kreacja bohaterów nadaje im realności, a jednocześnie odbiera wszelkie ciepłe uczucia, które moglibyśmy do nich żywić.
Sam świat jest zresztą szary i ponury, a wydarzenia w nim zapętlone sprzyjają tej aurze. Ciemne korytarze, las w którym może czaić się zło, wiele opuszczonych i zaniedbanych budynków i ludzie, którym nie można ufać.
-Wie pan, jak można stwierdzić, czy potwór jest już w stanie znowu wyjść na świat, panie Bishop? - pyta w zamyśleniu. - Czy naprawdę wyzwolił się od zła, a nie tylko mówi to, co chce pan usłyszeć? - Pociąga łyk z piersiówki. - Pozwala mu pan przeżyć dzień bez żadnych konsekwencji i obserwuje pan, co z nim zrobi.
[...]
-To wszystko miała być próba? - pytam wolno.
-Wolimy to nazywać resocjalizacją.
Całość jest misternie splecioną siatką. Nasz bohater jest jednocześnie działaczem teraźniejszości, obserwatorem przeszłych osobowości i próbą zrozumienia kolejnych. Zastanawiam się jak autor mógł sam się w tym wszystkim nie pogubić. Dużo jest tutaj drobnych rzeczy, niewielkich zmian, które potrafią wpłynąć na następne wydarzenia. Mamy tutaj wielokrotnie poddawany obserwacji efekt motyla.
Poza bohaterami, którzy są tylko elementem i trójką osób, która ma świadomość otaczających ich zjawisk jest też Doktor Dżuma, który przebrany za medyka z czasów epidemii pojawia się w różnych momentach.
Najbardziej drażniące, jednak nie negatywnie jest brak żadnych wskazówek. Ciężko cokolwiek wyłapać z tego, co przynoszą kolejne rozdziały, toteż znalezienie sprawcy dla czytelnika może być prawdziwym wyzwaniem.
Mimo że przeżywamy z bohaterem ten sam dzień, toczy się on zupełnie inaczej w zależności od tego, kim akurat jest Aiden.
Rozwiązanie zagadki jest fenomenalne i po raz pierwszy cieszyłam się, że nie zrobiłam tego, zanim autor podał ją nam na talerzu.
Nie wiem czemu tytuł ten znalazł się na liście do przeczytania, jednak nie żałuję. Uważam, że jest to pozycja od której ciężko się oderwać.
Kiedyś widziałam komentarz dotyczący jakiejś książki i ktoś napisał, że chciałby o niej zapomnieć, żeby móc cieszyć się nią jeszcze raz bez świadomości tego, że już ją przeczytał. W tym przypadku czuję to samo.
Co można więcej dodać? Bez żadnych wątpliwości - polecam!
Klaudia ❤
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Komentując zostawiasz po sobie niezmywalny ślad i przy okazji motywujesz do działania. Zostaw w komentarzu adres swojego bloga, na pewno odpowiem :)