Tytuł: Najlepsze miejsce na świecie jest właśnie tutaj Autor: Care Santos & Francesc Miralles Tłumaczenie: Grzegorz Ostrowski Wydawnictwo: Muza Liczba stron: 189 Ocena:2/10
Ci, którzy zawsze taplają się w letnich emocjach, nigdy nie poznają istoty życia.
Już od dłuższego czasu wszystkie pozycje na mojej drodze były czystą przyjemnością w odbiorze. Mniejszym, bądź większym, ale zawsze. Nie powiem, żeby brakowało mi kiepskich książek, ale nadeszła w końcu ta chwila w której w moje ręce wpadł tytuł Najlepsze miejsce na świecie jest właśnie tutaj. Do zakupu zachęciła mnie okładka, ale kurczę... jest naprawdę śliczna, ale sama treść to jakieś dwie godziny literackiej drogi przez mękę.
I co zauważyłam - że chyba jeszcze nie czytałam książki hiszpańskich autorów, która by mi się spodobała (nie wliczam w to popularnonaukowych i naukowych). Historie prowadzone są w tak specyficzny sposób, że jestem w stanie uwierzyć, że nastolatkowie chociażby z Polski napisaliby coś, co przebiłoby to na głowę kilkukrotnie. Jednak zanim zacznę pastwić się nad tytułem, zapraszam na krótkie wprowadzenie do życia Iris.
Trzydziestoletnia kobieta traci w wypadku rodziców. Zostaje na świecie całkiem sama. Nie ma przyjaciół, ani partnera, a jedyne co posiada to swoje mieszkanie i praca, której nie lubi. Pewnego dnia stoi przy stacji pociągów i jest zmotywowana do tego, żeby skoczyć pod jeden z nich. Ratuje ją jednak huk przebitego balonu, a ona wracając do domu natrafia na kawiarnię "Najlepsze miejsce na świecie jest właśnie tutaj", gdzie poznaje tajemniczego Luce, w którym się zakochuje.
Iris jest bohaterką o której niby wiemy dużo, ale są to tak nieistotne rzeczy, że my fabułę śledzimy, ale w żaden sposób nie da się w to wlać ładunku emocjonalnego. Sytuacja kobiety nie jest za ciekawa, ale autorzy w żaden sposób nie próbują nam pogłębić tej otoczki, co doprowadziło do tego wszystkiego i po prostu podstawiają nam ją i mówią - patrz jaka nieszczęśliwa, my to zaraz naprawimy!
Bo musicie wiedzieć, że wszystkie postacie dookoła, które się pojawiają brzmią jak jacyś tacy guru, którzy głębokimi zdaniami posiadającymi pięć den, starają się przekazać jej mądrości i zmienić całe dotychczasowe życie. To jest tak irytujące, bo gdybym chciała takie rzeczy czytać, to kupiłabym poradnik. Plus mam wrażenie, że autorzy najpierw wyszukali głębokie teksty, a potem dopasowali do nich fabułę.
Całość zresztą jest jednym wielkim zbiegiem okoliczności, bo jedne z najważniejszych wspomnień Iris dotyczą rzeczy, które nie miały na nią żadnego wpływu, ale o dziwo! powracają właśnie teraz, gdy najbardziej ich potrzebuje.
Co dobrego można powiedzieć? Że jest krótka, dwie godziny w zupełności wystarczą, żeby całość przeczytać. Jest z 2018 roku, także nie jest to jakoś odległo czasowa książka.
O dziwo opinie na jej temat są głównie pozytywne, a argument pojawiający się za nią, to uświadomienie, że życie jest piękne i warto żyć. Zgadzam się - to ważne, ale takich pozycji, a jednocześnie lepszych, są na pęczki. Czy polecam? No, nie.
Pozdrawiam, Klaudia ❤
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Komentując zostawiasz po sobie niezmywalny ślad i przy okazji motywujesz do działania. Zostaw w komentarzu adres swojego bloga, na pewno odpowiem :)