Tytuł: Tron z czaszek [tom I] Autor: Peter V. Brett Tłumaczenie: Małgorzata Koczańska Ilustracje: Dominik Broniek Wydawnictwo: Fabryka słów Liczba stron: 601 Ocena:7/10
Żadnej rzeczy nie kochaj tak mocno, żebyś nie był gotów z niej zrezygnować.
Powracamy do Krasji, niczym bojownicy, nie mający zamiaru odpuścić tej walki. A jest z czym się rozprawiać. Tak bardzo chciałam wyprzedzić fabułę, że zaopatrzyłam się w dwie Księgi Otchłani, a zupełnie pominęłam Tron z czaszek. Przynajmniej wiem, że kolejna część pojawi się szybciej niż za rok, bo już stoi na półce. A tymczasem – świstoklikiem na pustynię!
Po starciu pomiędzy Jardirem a Arlenem i ich tajemniczym zniknięciu to na Ineverze spoczywa obowiązek utrzymania pokoju. Wielu ostrzy sobie zęby na tron, a stosunki między ludźmi wydają się tak kruche, że niewłaściwy ruch może doprowadzić do walk wewnętrznych. W tym samym czasie dwóch potencjalnych Wybawicieli tworzy plan, jak dostać się do świata alagai i tam też przenieść walki.
W Zielonych Krainach Leesha eksperymentuje z runami i stara się zmobilizować kobiety do rozwijania zielarsko-magicznych umiejętności. No, a Rojer... Rojer osuwa się w linii prostej w dół czytelniczych nadziei.
Co prawda jest to kolejny tom Cyklu Demonicznego i podejrzewam, że śledzą go głównie osoby, które jednocześnie go czytają, jednak nie chciałabym zdradzić za dużo, żeby nie zepsuć frajdy z czytania.
W dalszym ciągu skaczemy między postaciami, choć muszę przyznać, że jest tu znacznie więcej Krasji aniżeli naszych bohaterów, których śledziliśmy od czasów Malowanego człowieka, tj. Leeshy, Rojera i Arlena. Osobiście mniej interesują mnie "pustynne szczury", natomiast, ze względu na to, że skupiamy się głównie na Ineverze i Abbanie, nie jest to takie złe – choć z lekka rozwlekłe.
Akcja niby cały czas dokądś zmierza, natomiast nie daje ona żadnych rezultatów. Dość szybko dałoby się streścić w kilku zdaniach najważniejsze informacje, które pozwoliłyby zabrać się za Księgę Drugą bez większych luk w fabule.
Największym plusem jest wątek umieszczony w Zielonych Krainach – zwłaszcza Leeshy – który pojawia się dopiero pod koniec. Najsłabszym zaś ogniwem całości jest – co z bólem serca muszę powiedzieć – Rojer. Przez pierwsze tomy był kolorowym, niezależnym i intrygującym bohaterem, którego rozwój śledziło się ze szczerym zainteresowaniem. Od kiedy jednak zdobył dwie krasjańskie żony, jego charakter zaczął zanikać. Jest podporządkowany, a wręcz nijaki. Nie ma swojego zdania, a decyzje przez niego podejmowane warunkowane są – według tego, co możemy przeczytać – dolną częścią ciała. Mam nadzieję, że gdzieś to się odwróci.
Świetne pióro autora rekompensuje wszystkie fabularne bolączki tego tomu. Jestem przekonana, że bez względu na to, jak bardzo będą drażnić mnie kolejne części (oby nie), i tak cykl dokończę, bo zbyt wiele pytań pojawia się po drodze, żeby sobie odpuścić.
Tymczasem trzymajcie się i do następnego razu,
Klaudia 🟒
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Komentując zostawiasz po sobie niezmywalny ślad i przy okazji motywujesz do działania. Zostaw w komentarzu adres swojego bloga, na pewno odpowiem :)