Tytuł: Nasze Perseidy Autor: Layla Wheldon Liczba stron: 456 Ocena: 2/10
Poza książkami, które powinnam przeczytać (i to robię), są też pozycję, które chciałabym przeczytać. Chciejstwo i ciekawość doprowadzają mnie do wyborów, które niejednokrotnie okazują się doskonałym strzałem i znalezieniem kolejnej czytelniczej perełki. Pośród tych tytułów znajdują się również takie, które sprawiają, że czuję się jak ofiara własnej ciekawości. Jak możecie się domyślić, Nasze Perseidy kwalifikują się do tej mniej przyjemnej części. Z tejże okazji postanowiłam stworzyć cykl Ku upadkowi literatury współczesnej dla wyjątkowo okropnych pozycji takich jak powyższa, czy też Co wyszeptał nam deszcz. Oby cykl ten umarł śmiercią naturalną z braku złych książek. Póki jednak na takie trafiam, pozostaje tylko rozpocząć rzeź....
Aby nakreślić rys fabularny musimy przenieść się do Australii, gdzie mieszka Kaydance wraz z matką i siostrą. Mimo pozornego bogactwa, rodzina ledwo wiąże koniec z końcem, a matka wydaje każdy grosz na swoje zachcianki, a córki traktuje jak coś, co nie powinno istnieć. Po eskalacji konfliktu, te postanawiają przeprowadzić się do Londynu w celu odszukania swojej ciotki - Imogen, żeby z nią zamieszkać. Tuż po przeprowadzce, Kaydance poznaje Eliasa, który okazuje się być jej znajomym z Internetu z którym razem zachwyca się kosmosem.
Warto zacząć od pozytywów tego tytułu. Pierwsze rozdziały są naprawdę w porządku. Akcja nabiera tempa powoli i dopiero po prawie stu stronach, Kay i Ariadne opuszczają Sydney. To jest około 20% książki.
Drugi plus, to postacie, które mają swoje historie. Trzeba przyznać, że autorka nie potraktowała ich po macoszemu, mimo że nie są to istotne postacie fabularne (choć mogłyby)
No i tematyka kosmosu, którą bardzo lubię - dlatego też tytuł ten został przeze mnie wybrany. Pojawiają się całkiem przyjemne ciekawostki wrzucone pomiędzy zdaniami.
Teraz jednak czas na tę mniej przyjemną część, która z każdym kolejnym rozdziałem zaczęła przybierać na sile.
Wątek miłosny. Te pierwsze sto stron to był naprawdę obiecujący wstęp na subtelny romans. Tymczasem Kaydance z interesującej dziewczyny z pasjami i dziwactwami została spłaszczona razem z Eliasem do takich słodko-rzygaśnych postaci w najgorszego sortu romansach. Wszędzie musieli chodzić razem, na każdej stronie musiało pojawić się imię Elias - nie żartuję. Gdybym miała pomijać każdą stronę, gdzie pojawiła się jakaś wzmianka o nim, to najprawdopodobniej skończyłabym pozostałe 80% w 10 minut.
Okropna narracja pierwszoosobowa. Rozumiem, że to młodzieżówka, ale czułam się jakbym czytała dziennik. Autorka wspominała każdziutką czynność, która kompletnie nic nie wnosiła do fabuły. To trochę jakby ktoś czytał przepis z konkretnymi poczynaniami bohaterów + dialogi.
Nadgorliwość Kaydance. Początkowo bohaterka sprawia wrażenie odpowiedzialnej i ogarniętej życiowo postaci. Natomiast pojawiają się jakieś sceny z tyłka, które sprawiają, że ma się ochotę pacnąć ją przez kartkę.
Elias cierpi na bezsenność, a podczas wspólnego pieczenia ciasta drasnął się nożem w palec. Niewielkie skaleczenie, trochę krwi, a ona zaczyna przeżywać jakby nie wiadomo co się stało.
Chłopak też dużo pracuje, ale nie dlatego, że musi, ale dlatego, że chce, o czym dowiadujemy się, gdy Kaydance idzie zrobić jazdę właścicielce hostelu, żeby go nie wykorzystywała. Nie znając kompletnie sytuacji, nie konsultując się z nikim, wtrącając się w nie swoje sprawy, robiąc się bardzo osaczająco-irytująca. Bohaterka miała szukać ciotki, żeby ogarnąć swoje życie, a tak naprawdę może z dwa razy podejmowane są próby jej znalezienia. Cała reszta to nowi znajomi i rozwój miłosnej relacji.
No i ostatnia, chyba najbardziej drażniąca - fabuła się kupy nie trzyma. Znowu mamy ten sam zabieg, co w wielu słabych pozycjach dla młodzieży. No, bo tak... przeanalizujmy to sobie. Kaydance pisze od pół roku z poznanym w sieci znajomym. Po przeprowadzce do Londynu i zatrzymaniu się w hostelu okazuje się, że spotyka tam nikogo innego, a tego właśnie znajomego. Potem spotyka go gdzieś randomowo w parku. Jej siostra poznaje w pracy jego najlepszego przyjaciela. Po czym okazuje się, że dziadek Eliasa jest wybitnym fizykiem, więc bardzo się z Kay dogadują, a do tego jej ciotka to opiekunka tego dziadka i przez przypadek się pod koniec książki odnajdują i jest wszystko super.
No, nie. Nie. Nie. Nie. Nie. Nie. Nie. Nie. Nie. Nie. Jak można w tak leniwy sposób potraktować czytelnika? Naprawdę? Mamy tu uwierzyć, że wszystko jest niczym jeden wielki zbieg okoliczności? Czy autorka wychodzi z domu? Mieszkając zarówno w małym miasteczku z kilkoma tysiącami mieszkańców, jak i w mieście wojewódzkim - prawdopodobieństwo spotkania kogoś jest tak niskie, że znalazłoby się przynajmniej pięć sposobów na to, jak można byłoby to rozwiązać inaczej. Rozumiem, że fabułę trzeba popchnąć do przodu, ale wystarczy się chociaż troszeńkę wysilić.
Matka wyparowuje, dwie nastolatki ot tak przekraczają kontynent, a cała przeprowadzka okazuje się jednym wielkim sukcesem. Do tego pojawiają się wspomnienia Kaydance w których wspomina, że ludzie patrzą na nią jak na dziwadło. Przepraszam, ale trudno mi uwierzyć, że osoba z aparatem słuchowym i pasemkiem innego koloru włosów ze względu na chorobę, kogokolwiek by dziwił. Ludzie chodzą tak odstawieni i nikt nie zwraca na nich uwagi, że śmiem wątpić, że gdzieś w Londynie czy Sydney, ktoś zwróciłby na nią uwagę.
Jeśli ciekawi byliście autorki, to jest to polska pisarka pisząca pod pseudonimem. Tym bardziej dziwię się umieszczenia akcji, gdzieś w tak odległych miejscach. Rozumiem zafascynowanie danymi krajami, ale często jest to strzał w kolano, ze względu na braki informacyjne, jeśli ktoś w danym miejscu nie mieszkał. Być może Eliza z Krakowa może być mniej interesująca niż Kaydance z Sydney, ale trochę to przekombinowane.
Osobiście nie polecam, ale też cieszę się, że natrafiam na takie tytuły, żebym bardziej mogła docenić te dobre!
Pozdrawiam, Klaudia ❤

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Komentując zostawiasz po sobie niezmywalny ślad i przy okazji motywujesz do działania. Zostaw w komentarzu adres swojego bloga, na pewno odpowiem :)