niedziela, 17 września 2017

"Tysiąc odłamków ciebie" Claudia Gray


Tytuł: Tysiąc odłamków ciebie

Autor: Claudia Gray

Ilość stron: 366

Wydawnictwo: Jaguar

Ocena: 9,5|10




"Zamierzałam specjalizować się w konserwacji dzieł sztuki, więc nie groziło mi, że w wieku trzydziestu lat będę musiała mieszkać u rodziców w piwnicy, ale nie miałam ochoty się przed nim tłumaczyć. Wolałam zaatakować."



      Pierwsze co mi przyszło co głowy to: "Okładka wymiata!", a drugie "Czyj treść będzie fajna?". Zapamiętajcie to pytanie, bo przypuszczam, że niektóre frazy się powtórzą. Rzadko spotyka się aby fabuła mówiła o podróżach, ale nie byle jakich, nie po świecie, ale po wymiarach. Właśnie takie podróże znajdują się w "Tysiąc odłamków ciebie".
     Marguerite to córka dwójki naukowców, którzy wynaleźli Firebirda - urządzenie umożliwiające wyprawy między wymiarowe. Ma także starszą siostrę Josie, która idzie w ślady rodziców. Marguerite natomiast bardzo odstaje od rodziny, pod każdym względem, zamiast nauk ścisłych woli sztukę. Stażystów i pomocników rodziców kocha jak prawdziwą rodzinę. Ta rodzinka jest nietypowa w każdym znaczeniu tego słowa, a co najfajniejsze, to to, że kochają się bez względu na wszystko. Nie byłoby dla mnie urzekającej powieści, gdyby nie subtelna nuta zakazanej miłości.
    Historia spowita jest tajemnicą, która trzyma do samego końca, no dobra prawie końca. Fabuła jest dość ciekawa, na pewno bardzo innowacyjna, ale myślę, że czegoś tu brakuje, nie jestem do końca pewna czego, ale na pewno byłoby to istotne. Niemniej jednak przechodząc do stylu autorki, nie jest on jakiś specyficzny, powiedziałabym raczej, że jest bardziej na normalnym poziomie, bez udziwnień, choć autorka zrobiła niezły research jeśli chodzi o naukowy żargon. Treść była jak najbardziej fajna i nietuzinkowa, a bohaterowie wykreowani przez Claudię oryginalni, ale czasem irytujący. Nawiązując do irytujący, wkurzały mnie trzy główne postacie, aczkolwiek tylko w niektórych sytuacjach.
"Myślę, że to jest właśnie granica dorosłości. Nie te wszystkie bzdury, jakie nam wmawiają - ukończenie liceum, utrata dziewictwa, własne mieszkanie czy co tam jeszcze. Przekraczasz granicę, kiedy po raz pierwszy zmieniasz się na zawsze. Przekraczasz ją, kiedy po raz pierwszy zrozumiesz, że nie ma powrotu do tego, co było."
    Marguerite - denerwował mnie fakt, że była zbyt łatwowierna, a czasem nawet idiotycznie lekkomyślna. Zbyt łatwo przechodziła jej złość, zupełnie jakby nie zwracała uwagi na konsekwencje niektórych zdarzeń, które miały miejsce i no jakby jej dotyczyły.
    Theo - to właściwie moja ulubiona postać, ale niestety w niektórych momentach miałam ochotę go udusić. On również czasem postępował lekkomyślnie (taaak wiem, każdemu może się zdarzyć), ale mam na myśli uciekanie się do używek, czy na prawdę nie jest świadomy tego, że jego inteligencja może wyparować przez jego własną głupotę?! Ugh.
   No i Paul - tego to ja już w ogóle nie lubiłam, niby cichy chłopak, który swoją inteligencją wspiął się prawie na szczyt, pewnie myślicie sobie "Ale o co ci chodzi?" i w ogóle, ale to co wyprawiał doprowadzało mnie do szewskiej pasji. Niemota emocjonalna i zawodowy kłamca, czy był dobrym czy złym charakterem musicie przekonać się sami. Niemniej jednak pozostaję w TEAM THEO.
"Wiem teraz, że żałoba jest jak osełka. Szlifuje całą twoją miłość, wszystkie szczęśliwe wspomnienia, I czyni z nich ostrza, które rozrywają Cię od środka."
   Ostatnio do zachwytu nad okładkami przechodzę praktycznie na końcu, tak też jest teraz. Zapewne parę (naście) razy wspominałam o tym jak uwielbiam białe okładki, w tym wypadku byłam i jestem zachwycona. Motyw na niej ukazany również urzeka, są to drapacze chmur bodajże z Nowego Jorku (ale mogę się mylić), a jako lustrzane odbicie są rosyjskie świątynie (albo zwykłe budynki). Rozbryźnięte kolory przypomniały mi moją koncepcję na tatuaż, która niestety na razie nie doszła do skutku, ale jest dalej w planach.Wracając jednak do pięknej mieszaniny różu, fioletu i odrobiny niebieskiego, to jest to bardzo ciekawy i przyciągający uwagę zabieg, no przyznajcie się, że jak coś jest ładne i kolorowe to choćby z czystej ciekawości sprawdzicie. Bez wykrętów :D
   No to przechodząc do podsumowania, powieść ta z całą pewnością ma potencjał, niemniej jednak nie jest on wykorzystany na sto procent, tak jak wcześniej wspominałam nie ma jednego małego, ale istotnego CZEGOŚ, jakiejś iskry, która powali na kolana, choć nie twierdzę, że nie była zachwycająca. Czy polecam? Och chyba nawet nie wypada mi zadawać takiego pytania. Oczywiście, że polecam, tym razem trafiłam w (no może nie w samą dziesiątkę), ale w dziewięć i pół jak najbardziej. Polecam każdemu, to lekka powieść, która umili wam te jakże zimne wieczory. Dodam też, że czyta się ją niezwykle szybko i przede wszystkim przyjemnie.

Pozdrawiam, Sara ❤
Szablon dla Bloggera stworzony przez Devon. Wszelkie prawa zastrzeżone. ©Sara Kałecka