sobota, 28 kwietnia 2018

"FANDOM" Anna Day! Jeśli opis z tyłu cię nie zachęcił to zapraszam do fragmentu powieści



Anna Day, Fandom

fragment


Prolog

Powieszą mnie dokładnie za tydzień.Zawisnę w imię przyjaciół i rodziny. Przede wszystkim jednak zawisnę w imię miłości. Niewielka to pociecha wobec myśli o zaciskającej
się na mojej szyi pętli. O stopach rozpaczliwie szukających stabilnego
podparcia, o nogach gwałtownie wymachujących w obłąkańczym tańcu.
Jeszcze dziś rano nie miałam o niczym pojęcia. Rano bawiłam się na
festiwalu Comic Con, oddychałam zapachem hot dogów, potu i perfum.
Podziwiałam krzykliwe kostiumy fanów, mrużyłam oczy w blasku
fleszy, uszy wypełniał mi basowy pomruk perkusji i przenikliwy dźwięk
skrzypiec. Jeszcze wczoraj, w szkole, stresowałam się na angielskim jakąś
głupią prezentacją i marzyłam, by znaleźć się w zupełnie innym
świecie. W życiu należy dobierać marzenia bardzo ostrożnie. Spełnione, okazują
się niekiedy zupełnie do dupy.




Rozdział 1

Powoli podnoszę się z krzesła. Długa spódnica lepi mi się do ud, więc
ukradkiem odrywam bawełnianą tkaninę od skóry.
– Dajesz, Vi! – zachęca mnie szeptem Katie.
Nie odpowiadam. Nie do końca rozumiem, dlaczego w ogóle zgłosiłam
się do tej durnej prezentacji. Publiczne wystąpienia? Nie, to nigdy nie była moja specjalność. Bądźmy szczerzy – publicznie nie wychodzi mi nic.
– Proszę bardzo, Violet. Czekamy – ponagla panna Thompson. Na wszelki wypadek raz jeszcze wygładzam spódnicę, wychodzę z ławki i ruszam pod tablicę. Nagle robię się bardzo malutka, jakby ktoś poddał mnie działaniu miniaturyzujących promieni. Violet w wersji mini. Chichocę, przez co wyglądam już nie tylko na zdenerwowaną, ale i lekko świrniętą. Panna Thompson podnosi wzrok znad porysowanego biurka.
– No dobrze, Violet – podejmuje z życzliwym uśmiechem. – Rozumiem, że opowiesz nam dzisiaj o swojej ulubionej książce. Co to będzie?
– Taniec na szubienicy. Powieść Sally King – odpowiadam.
Chłopcy z ostatnich ławek wydają z siebie chóralny jęk zawodu. Udają. Niecały rok wcześniej, tuż po premierze ekranizacji, widziałam ich wszystkich w kinie. Co więcej, wyszli z seansu z podejrzanie zaczerwienionymi oczyma. Biorę głęboki wdech i zaczynam:
– Dawno, dawno temu istniała rasa istot znanych jako ludzie. Były
to stworzenia inteligentne i ambitne. Cechowała je jednak również chciwość i zachłanność. W miarę upływu czasu ludzi opętała obsesja pogoni za doskonałością. Maniakalnie wręcz dążyli do posiadania perfekcyjnych ciał i umysłów. Chcieli stać się idealni. Na przełomie dwudziestego drugiego 
wieku pragnienie to doprowadziło do stworzenia pierwszego pokolenia genetycznie ulepszonych ludzi... – Dla wywarcia silniejszego efektu zawieszam w tym momencie głos. Rozglądam się po klasie. Miałam nadzieję ujrzeć zafascynowane spojrzenia, wpatrzone we mnie, przejęte oczy. Nic z tego. Klasa wygląda, jakby ktoś rozpylił usypiający gaz.
– Genule. Genetycznie ulepszeni ludzie. Wysocy, silni, przystojni. Iloraz inteligencji powyżej stu trzydziestu. W niedługim czasie zasiedlili piękne podmiejskie okolice zwane Błoniami, miejsca wolne od chorób i przestępczości. Przestępuję z nogi na nogę, odgarniam opadający mi na oczy kosmyk, usiłując pozbyć się myśli, że robię z siebie skończoną kretynkę. Upycham ją w ciemnym, rzadko odwiedzanym zakątku mózgu.
– A co się stało, zapytacie, z ludźmi niezmodyfikowanymi? Ze zwykłymi, przeciętnymi mężczyznami i kobietami, takimi jak wy czy ja? Otóż przylgnęło do nich określenie Niedoskonali lub krócej Niedoskowie. Zamknięto ich w granicach dawnych miast: Londynu, Manchesteru, Paryża, Moskwy. Żyli w osiedlach, gdzie pleniły się zarazy, a powietrze przepełnione było oparami wszechobecnej zbrodni. Odgrodzeni od reszty świata wielokilometrowymi murami, siłą zmuszani do posłuszeństwa. Prawo wstępu na Błonia miały jedynie najsilniejsze i najbardziej uzdolnione jednostki, które służyły Genulom niewolniczą pracą. Samo słowo „człowiek” zostało wkrótce zapomniane… Zapomniane i zakazane… Pozostali jedynie Genule i Niedoski.
– Znaczy, co? Jestem niby Niedoskiem, tak? To chcesz powiedzieć? – wtrąca z tyłu sali Ryan Bell.
Żartowniś się znalazł. Fantastycznie. Tego tylko było mi trzeba. Niestety nie mam w sobie dość odwagi, by mu przypomnieć, że przecież świetnie tę historię zna. Wysiedział w kinie bite dwie godziny, w dodatku z przyciśniętą do nosa chusteczką higieniczną.
– Przymknij się, półmózgu patentowany! – rzuca Katie, raptownie odwracając się do Ryana. Jej ruda grzywka kreśli w powietrzu wdzięczny łuk. Nie widzę twarzy, lecz wiem, że posłała mu to swoje sztandarowe spojrzenie. Zmrużyła zielone jak groszek oczy, mocno zacisnęła wargi.
– Wiesz, bo ja jestem doskonały w każdym calu – dodaje Ryan.
Katie kwituje uwagę dziwnym prychnięciem – coś między śmiechem a chrząknięciem.
– Moim zdaniem – panna Thompson marszczy czoło – Violet chciała dać do zrozumienia, że wszyscy jesteśmy Niedoskami. Chyba że akurat ty, Ryanie, jesteś nadczłowiekiem z przyszłości, aczkolwiek w to akurat mocno powątpiewam. Kolejny głęboki wdech. Drętwieją mi ręce i nogi. Nieważne. Zignorować.
– Aby zachować władzę i utrzymać Niedosków w ciągłym strachu, Genule urządzali co tydzień publiczne egzekucje. Zbierali się w wielkich arenach zwanych Koloseami i oglądali wieszanie Niedosków. Zwyczaj ten nazwano „tańcem na szubienicy”. Część Niedosków nie pogodziła się jednak z tak okrutnym losem. Powstały grupy buntowników, rebeliantów walczących o przywrócenie Niedoskom choć najbardziej podstawowych praw. Przywódcą jednego z takich oddziałów został człowiek o imieniu Thorn. – Drżącymi palcami tasuję swój plik kartek i znajduję jego portret. Filmowy fotos. Panna Thompson wysuwa zdjęcie z mojej wilgotnej dłoni i przypina je pinezką do tablicy. Fotografia żadną miarą nie oddaje siły i determinacji Thorna. W tej skali wygląda po prostu jak skrzyżowanie pirata i banalnego, hollywoodzkiego twardziela. Od stóp do głów odziany jest w czarną skórę. Piękne, niemal posągowe rysy twarzy mąci przesłaniająca oko opaska.
– Thorn opracował plan wykradzenia Genulom najpilniej strzeżonych rządowych sekretów i poprosił dwóch najbardziej zaufanych bojowników, by znaleźli wśród Niedosków odpowiednią kandydatkę do
wykonania misji. Padło na dziewczynę o imieniu Rose. Rose. Główna bohaterka powieści. Namiętna, impulsywna, nieskończenie odważna. Dzień w dzień, niezmiennie, marzę o tym, by stać się taka jak ona. Ale jak do tej pory wypadam w porównaniu mniej więcej tak: Namiętność: niektórzy przezywają mnie „Violet Zawsze Dziewicą”. Impulsywność: przygotowanie do prezentacji zajęło mi dwa długie dni. Odwaga: po policzkach spływają mi właśnie pierwsze strużki potu. Szczerze mówiąc, z Rose łączą mnie dwie cechy: blada cera i upodobanie do tego samego typu facetów. Zerkam na pannę Thompson i daję znak skinieniem. Nauczycielka łapie w lot, o co mi chodzi, i uruchamia rzutnik. Na tablicy pojawia się filmik z YouTube’a – pierwsza sekwencja filmu. Zbliżenie na Rose. Dziewczyna wspina się po okalającym Koloseum kamiennym murze. Wygląda niesamowicie. Długie czarne włosy spływają jej kaskadami na plecy. Kiedy dociera na szczyt muru, w tle rozlega się przenikliwy smyczkowy podkład. Kamera ukazuje zgromadzonych licznie w Koloseum widzów. Tłum Genuli – na przepięknych obliczach maluje się żądza krwi. Dziewiątka skazanych Niedosków wchodzi pod strażą na drewniany podest. Szorstkie sznury obejmują ich szyje. Wiem, że już za chwilę zostaną uwolnieni, a mimo to niepokój ściska mnie w dołku. Zerkam na kolegów. Oni również wydają się mocno zaabsorbowani tą sceną. W kącikach moich ust pojawia się delikatny uśmiech. Na wielkim zawieszonym za szubienicą ekranie widnieje teraz oblicze prezydenta Genuli. Przedstawia widowni skazańców i ciążące na nich zarzuty: kradzież, gwałt, zabójstwo. Cięcie i znów patrzymy na Rose. Czarne, targane podmuchami wiatru włosy kołyszą się jej przed oczyma. Bohaterka wie, że jedynymi prawdziwymi zbrodniami Niedosków są bieda i głód. Odpina od pasa granat, wyrywa zębami zawleczkę i ciska nim prosto w tłum widzów. Filmik urywa się tuż przed wybuchem. Pokrzepiona wyraźnym zainteresowaniem klasy, podejmuję:
– Korzystając z zamieszania, jakie wywołała wśród Genuli eksplozja, rebelianci zdołali uratować przed stryczkiem całą dziewiątkę skazańców. Rose tymczasem uciekła niezauważona. Dzięki tej akcji dziewczyna zyskuje zaufanie Thorna. Przywódca buntowników wybiera ją do przeprowadzenia nowej, najbardziej jak dotąd niebezpiecznej, akcji. Rose, podszywając się pod jedną z niewolnic, ma przeniknąć do posiadłości rodziny Harperów, położonej daleko w głębi Błoni. Głową tego rodu jest niejaki Jeremy Harper, wysoko postawiony urzędnik rządu Genuli. Rose zaskarbia sobie przyjaźń i uczucie jego syna, mając nadzieję, że w ten sposób zdoła pozyskać tajne informacje, których zdobycie stanowiło właściwy cel misji. Chłopak ma na imię Willow... Willow. To przede wszystkim z jego powodu marzę, by stać się Rose. Mimo że dłonie wciąż lekko mi się trzęsą, a w żyłach pulsują resztki adrenaliny, pewnym ruchem pokazuję klasie jego zdjęcie. Sama. Nie mogę pozwolić, by panna Thompson oszpeciła pinezką nieskończenie piękną twarz Willowa. Wpatrywałam się w nią godzinami, znam na pamięć najdrobniejsze szczegóły. Każdy cień i każdy kontur – cera barwy
karmelu i przecudowne kości policzkowe. Dolatuje mnie kilka dziewczęcych westchnień, drwiące prychnięcia chłopaków, stłumione chichoty. Wsuwam fotkę z powrotem między notatki, czuję się dziwnie.
– Szpiegostwo i związek z Genulem. Przyłapanych na dowolnym z tych przestępstw Niedosków bezwzględnie karano śmiercią. Willow tymczasem był piękny i dobry. Rose się w nim zakochała, szybko jednak zdała sobie sprawę, że uczucie może przynieść jej zgubę. Nie była w stanie go zdradzić, więc uciekła z plantacji Harperów, nie ujawniając kochankowi swej prawdziwej tożsamości. Wróciła do miasta Niedosków i zameldowała Thornowi, że nie jest w stanie wykonać powierzonej misji…
– Jezu, ale nuda... – mruczy Ryan.
– Ryan, bardzo cię proszę – fuka panna Thompson. – Przestań przeszkadzać. Chłopak w twoim wieku powinien już wiedzieć, jak się zachować – mówi i spogląda na mnie. – Poza tym, coś mi mówi, że zaraz czeka nas zwrot akcji, mam rację, Violet? Potakuję skinieniem.
– Rose uciekła z posiadłości Harperów, by ocalić Willowa. Stał się
dla niej ważniejszy niż walka rebeliantów i sprawa Niedosków. Wybrała
miłość.
– Właśnie. To znakomita ilustracja pewnej istotnej reguły. Nawet
współczesne popularne powieści posługują się tradycyjnymi tropami kulturowymi… Ale, ale. Przerwałam ci Violet, proszę, mów dalej.
– Willow przebrał się za Niedoska i udał się do miasta w poszukiwaniu Rose. Chciał ją odzyskać za wszelką cenę. Został jednak zdemaskowany i wpadł w ręce buntowników. Dopiero wtedy, w niewoli,
dowiedział się, na czym polegało zadanie Rose. Zrozumiał, że zamierzała go zdradzić. Uwięziony, ze złamanym sercem, stracił wszelką nadzieję. Ostatecznie Rose dotarła do niego i zapewniła o swojej miłości. Spróbowali uciec z miasta, pragnąc rozpocząć nowe życie i wspólnie mierzyć się z przeciwnościami… Bywa jednak, że najsilniejsze nawet uczucie nie pozwala przezwyciężyć zła. Żołnierze Genuli wyśledzili ich oboje. Rose została oskarżona o uwiedzenie niewinnego chłopaka
i skazana na stryczek. Na taniec na szubienicy. I znów filmik z YouTube’a. Rose wraca do Koloseum, tym razem jednak stoi na drewnianym podeście z pętlą na szyi. Tłum Genuli domaga się jej śmierci głośnymi okrzykami.
– Stać!!! – Willow wskakuje na szubienicę. – Nazywam się Willow Harper. A dziewczyna, którą chcecie powiesić, nie jest anonimowym Niedoskiem. Ona ma imię. Nazywa się Rose. I jest najodważniejszą i najserdeczniejszą osobą, jaką w życiu poznałem. Jest człowiekiem, podobnie jak my wszyscy. Żadna z niej wyrachowana uwodzicielka ani kryminalistka. Jest moją najlepszą przyjaciółką. Przyjaciółką, którą kocham z całego serca. – Spogląda na zaciętą twarz dziewczyny. – Kocham cię, Rose.
– Też cię kocham! – woła Rose.
Wiem, co się zaraz stanie. Oczywiście, że wiem, ale nie mogę powstrzymać łez. Ogarnia mnie gwałtowna pokusa, by rzucić się na ekran i osobiście przeciąć linę.
Zapadnia pod stopami Rose otwiera się z suchym trzaskiem. Ciało błyskawicznie opada, nogi wykręcają się i szarpią, dziewczyna rozpoczyna swój ostatni taniec.


Filmik się urywa. W klasie panuje martwa cisza.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Komentując zostawiasz po sobie niezmywalny ślad i przy okazji motywujesz do działania. Zostaw w komentarzu adres swojego bloga, na pewno odpowiem :)

Szablon dla Bloggera stworzony przez Devon. Wszelkie prawa zastrzeżone. ©Sara Kałecka