"Dopiero wtedy, kiedy byłam na krawędzi życia i śmierci, zrozumiałam jak wiele mogłam stracić. Jak kruche jest ludzkie życie."
Poprzednia część zakończyła się w najgorszym z możliwych momentów, byłam ogromnie wściekła i zasmucona, ale też niezwykle usatysfakcjonowana (tak to chyba jakiś rodzaj masochizmu). Niecierpliwie czekałam na jej kontynuację i gdy tylko dostałam ją w swoje ręce, pochłonęłam ją niemal natychmiastowo, dlaczego więc recenzja jest tak późno? Ano bo nie dość, że jestem leniwa, to w dodatku chodzę na prawo jazdy i sporadycznie do pracy, jakoś na książki i jedzenie trzeba zarabiać.
Livia miała naprawdę ciężki okres w życiu, wypadek na lotnisku mocno ją poturbował i w dodatku poparzył całe plecy i kark, a w dodatku pozbawił ją sporej długości ukochanych włosów (które uważała za swój największy atut). Teraz czeka ją wcale nie lepszy czas - trauma nie daje jej spokojnie spać, a ból jet po prostu nie do zniesienia. Wcale nie dziwią mnie jej wahania nastrojów, napady paniki czy odrzucenie swoich bliskich. Gdzieś kiedyś przeczytałam, że każdy ma swoją kanapkę z gównem, ona trafiła na naprawdę sporą porcję.
"Lecz ty nigdy nie będziesz sama, będę z tobą od zmierzchu do świtu... Skarbie, jestem przy tobie. Będę cię trzymał, gdy będzie źle. Będę z tobą od zmierzchu do świtu. Będę z tobą od zmierzchu do świtu. Skarbie, jestem przy tobie ..." - James śpiewał swoim głębokim głosem, a te słowa przenikały każdy zakamarek mojej duszy."James z kolei z aroganckiego i wkurzającego dupka zmienił się nie do poznania, w całkiem przyzwoitego, odpowiedzialnego i kochającego mężczyznę. Od samego początku wiadome było to, że ta konkretna postać ulegnie największej zmianie, bo przeważnie te najbardziej aroganckie i złośliwe ulegają największym metamorfozom. No nie powiem, byłam pod ogromnym wrażeniem.
Ta historia od samego początku skradła moje serce, a potem nieźle je poturbowała i skleiła tylko po to, aby upewnić się, że ma mnie w swoich szponach. Mimo niektórych dosyć powtarzalnych schematów książka ta wybija się na tle innych i czuć podczas czytania, że autorka wkłada w to całe serce i stara się jak najlepiej przekazać historię Livii i Jamesa. Przyznam się szczerze, że sama nie wiem co chcę powiedzieć, no bo wiecie ile można mówić to samo: książka była fajna, czytanie szło gładko, a warsztat autorki uległ polepszeniu (choć to wszystko co wymieniłam to prawda o DSL).
Okładka również nie była zła, pokazywała przede wszystkim taniec, czyli motyw przewodni w owej powieści, a nie samą seksualność (choć może źle to ujęłam), nie ma na niej roznegliżowanych ludzi, którzy często goszczą na tego typu książkach, choć nie mówię, że ich nie lubię. Przechodząc jednak do meritum, jest po prostu zwykłą ładną okładką, która ukazuje czyjąś pasję w dodatku otoczoną ładną stonowaną kolorystyką.
Dlaczego więc podobała mi się ta powieść?
Ano głównie dlatego, że zżyłam się z bohaterami, ich losami i dosyć ciekawą fabułą, która nieco odstaje od innych powieści. W tym tomie autorka również odeszła od typowego eortyku, skupiając się głównie na metamorfozie bohaterów, uczuciach i ciężkich przejściach, które skutkują poważną traumą. Za często tego seksu nie ma, ale był to zabieg przemyślany i przede wszystkim bardzo trafny, wyróżnił tę książkę i zmienił na nią pogląd.
Reasumując, nie uświadczymy typowych i dzikich scen seksu, a ludzi, którzy nie omal się stracili i teraz dają upust wszelkim emocjom. Ta historia na drugim tomie się nie kończy i on był zapewne tylko ciszą przed burzą, bo autorka w trzecim na pewno powali nas na kolana. Czytało się bardzo szybko, zupełnie jakby zamiast czytania oglądało się film, a powieść sama w sobie przeszła na spokojny, delikatny ton, który zapewne (jak już wspominałam, jest tylko ostrzeżeniem przed czymś wielkim).
Pozdrawiam, Sara ❤
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Komentując zostawiasz po sobie niezmywalny ślad i przy okazji motywujesz do działania. Zostaw w komentarzu adres swojego bloga, na pewno odpowiem :)