wtorek, 8 października 2019

"Magia cierni" Margaret Rogerson

Tytuł: Magia cierni Autor: Margaret Rogerson Tłumaczenie: Marta Słońska  Wydawnictwo: NieZwykłe  Ilość stron: 561  Moja ocena: 8,5|10
"Nigdy nie zapominaj, że wiedza jest twoją największą bronią. Im więcej wiedzy, tym lepiej, bo można nią przywalić czarownikowi w łeb, żeby dostał wstrząśnienia mózgu.
Dlatego właśnie wybrałam taką wielką księgę."

     Gdy tylko zobaczyłam tę książkę to wiedziałam, że po prostu muszę ją mieć. Z wyglądu przypomina odrobinkę Dwory Sarah J. Maas, aczkolwiek jeśli chodzi o treść to pokuszę się o stwierdzenie, że Margaret Rogerson stanowi dla niej ogromną konkurencję. Nathaniel to mój nowy książkowy mąż, strzeż się Rhysandzie.

     Jednakże zacznijmy od początku, a mianowicie Elisabeth Scrivener, główna bohaterka tejże książki, to szesnastoletnia dziewczyna, która wychowała się w Wielkiej Bibliotece w Summershall, od maleńkości (jako pierwsza w historii, zwykle dzieci[sieroty] trafiają tak w wieku 13 lat) i uczyła się fachu jako nowicjuszka, w przyszłości chciała zostać STRAŻNIKIEM. Poznajemy ją w interesujących okolicznościach, czyli podczas gdy przenosiła wraz z Dyrektorką grymuar. Zanim jednak kontynuuję wątek o Elisabeth, wspomnę o właśnie grymuarach. Otóż są to książki, tyle że magiczne. Dzielą się na klasy od jeden do cztery są dosyć łagodne, można nawet powiedzieć, iż neutralne, natomiast te od piątej wzwyż są już bardziej niebezpieczne, każda jest unikatowa, dosłownie, niektóre zostały stworzone tylko i wyłącznie raz, nigdy więcej nie można takowej odtworzyć. Co więcej mnie zaciekawiło, to fakt, że uszkodzony grymuar zmienia się w MALEFIKT, o czym na pewno przeczytacie w książce. Wróćmy już do Elisabeth, marzyła aby zostać w przyszłości Strażnikiem, czego konkretnie miała pilnować? Ano grymuarów, tych mniej i bardziej groźnych. Cechowała ją niezwykła sposobność do pakowania się kłopoty, które raczej nie przynosiły jej poklasku. Polubiłam tę dziewczynę niemalże od samego początku – to prawie bohaterka idealna, odważna i harda, ale także niezwykle inteligentna i sprytna. Przypominam, że to zaledwie szesnastolatka! Przyznam, że byłam pod wrażeniem, jak szybko się ta dziewczyna uczyła. Niemniej jednak, gdyby nie była tak problematyczna, to żadna z tego zabawa. Ponadto oprócz dobrych cech, przejawiała także momenty głupkowatej brawury i lekkomyślności. Wydaje mi się, że nie muszę wspominać, że kibicowałam jej już od samego początku. 
"- Przynajmniej tym razem jesteś ubrany, panie.
- Pozwolę sobie zauważyć - odparł Nathaniel - że to był wypadek,
a świadkowie zdecydowanie nie mieli nic przeciwko.
Jedna kobieta nawet przysłała mi kwiaty."    
     Szczerze żałuję, że nie mogę zbyt wiele powiedzieć na temat Nathaniela, bo on może konkurować z samym Rhysandem, o czym wspomniałam na samym początku. To dosyć ironiczna postać, przesiąknięta sarkazmem. Nathaniel ma zaledwie osiemnaście lat, ale już ciąży na nim ogromne brzemię, które ciągle wywiera na nim presję. Już od samego początku shippowałam go z Elisabeth, to po prostu było zbyt oczywiste, ale i tak uśmiechałam się głupio jak czytałam. Muszę niestety na tym zakończyć mój bardzo krótki wywód na temat tej postaci, choć bardzo nad tym ubolewam to wiem, że jak go poznacie to również go polubicie.

     Myślę, że śmiało mogę powiedzieć, iż jest to BYĆ MOŻE najlepsza książka, jaką przeczytałam w tym roku. Nie, to nie są żarty! Jestem pod ogromnym wrażeniem wykonania przez autorkę bohaterów, którzy nie dość, że wpisywali się w moje ulubione klimaty, ale także właśnie pod względem wykonania, a mianowicie sprawiali, że bardzo łatwo było się wczuć w książkę, skłaniali do odczuwania i przeżywania historii razem z nimi. Przyznam, że nie od początku wkręciłam się w tę książkę, pierwsze strony ciężko było mi przebrnąć, choć nie wiem czym to było spowodowane, bo podobała mi się ta powieść. Gdy jednak udało mi się wczuć w historię to pragnęłam więcej, Więcej i WIĘCEJ! No i raptem kurcze historia mi się skończyła. Dodam także, że czuję spory niedosyt, ale z drugiej strony cieszę się, że nie jest na siłę przeciągana, jednotomówki są też okej. Wiadomo, iż czasem co za dużo to niezdrowo. 

"– Pamiętaj – odezwała się wreszcie znowu – jeśli po dotarciu do krypty usłyszysz w myślach głos, nie słuchaj go. To grymuar ósmej klasy, stworzony wieki temu, i nie należy go lekceważyć. Od początków swojego istnienia doprowadził do szaleństwa dziesiątki ludzi. Jesteś gotowa?"

     Ponadto warsztat autorki jest po prostu dobry, używa zrozumiałego i lekkiego języka, unika przydługich opisów, stawia raczej na logiczne i spójne dialogi. Autorka miała naprawdę interesujący pomysł – uważam jednak, że nie do końca wykorzystała swój potencjał, mogła chociażby bardziej rozwinąć pojęcie zawodu STRAŻNIKA, bo niestety wiemy o tym dosyć niewiele. Wspominając teraz okładkę – bardzo podobają mi się okładki wykonane w takim stylu, nie mam pojęcia kto wykonał grafikę, ale odwalił kawał dobrej roboty. Ponadto uwielbiam książki, które są urozmaicane, tu na ten przykład mamy MAPKĘ – estetyczną i schludnie wykonaną, istotną dla fabuły i po prostu bardzo ładna.

     Reasumując, ta książka śmiało może konkurować z Dworami Maas – nie tylko ze względu na podobny styl okładki, ale także pod względem ciekawej i dobrej fabuły, a także bohaterów, których nie sposób nie lubić czy zapomnieć, w dodatku tak dobrze wykonanych (niezbyt irytujących!). Ta książka, to naprawdę interesująca przedstawicielka gatunku fantasy z romansem w tle. W dalszym ciągu podtrzymuję stwierdzenie, iż jest to prawdopodobnie najlepsza książka, którą przeczytałam w tym roku. Szczerze ją polecam, to świetna pozycja dla miłośników fantastyki, ale także romansu, który uprzedzam, że jest raczej bardziej poboczny.

Pozdrawiam, Sara ❤

LINK DO FRAGMENTU

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Komentując zostawiasz po sobie niezmywalny ślad i przy okazji motywujesz do działania. Zostaw w komentarzu adres swojego bloga, na pewno odpowiem :)

Szablon dla Bloggera stworzony przez Devon. Wszelkie prawa zastrzeżone. ©Sara Kałecka