wtorek, 19 stycznia 2021

"Osobliwe i cudowne przypadki Avy Lavender" Leslye Walton

 Tytuł: Osobliwe i cudowne przypadki Avy Lavender  Autor: Leslye Walton  Tłumaczenie: Regina Kołek  Wydawnictwo: SQN  Ilość stron: 299  Moja ocena: 4,5|10 

"To, że miłość nie wygląda tak, jakbyś tego chciała, nie znaczy, że jej wokół ciebie nie ma."
     Przyznam, że ciekawiła mnie ta książka od dawna i od dawna mam ją na swojej półce – kupiłam ją ze trzy lata temu za kupon, który wygrałam w pewnym konkursie i tak sobie leżała i czekała aż w końcu się za nią wzięłam, jednak zostałam uprzedzona, że to nie to, czego się spodziewałam.


     Główną bohaterką jest w teorii Ava Lavender, lecz zanim w ogóle uda nam się ją poznać, poznajemy jej matkę, a zanim jej matkę, jej babcię. Zagmatwane niezwykle, Emilienne poznajemy jako nastolatkę – piękną i świadomą władzy, jaką jej to daje, trochę bujała w obłokach, odrobinę nie zdawała sobie sprawy z konsekwencji niektórych wyborów i gdy została sama – poznała męża i tak się życie toczy. To smutna kobieta, która nie do końca doświadczyła miłości. Vivianne (matka Avy) pojawiła się na świecie dosyć szybko, jednak wychowała się tylko z matką i w okolicy uchodziła za czarownicę, bo urodziła się wyjątkowa – jednakże się zakochała (z wzajemnością), choć ta miłość praktycznie ją zniszczyła, zatem to kolejna kobieta z tego rodu, którą przepełnia ogromny ból i smutek. Dochodzimy teraz powoli do momentu, w którym pojawia się Ava i jej brat bliźniak… Zacznę może od Henry’ego, on odgrywał w tej powieści mniejszą rolę aniżeli jego siostra, był dosyć specyficzny – niewiele mówił, drażniły go niektóre słowa i momentami po prostu sobie wybierał znaczenia, był dosyć dziwny, ale mimo wszystko dosyć pomocny i wyjątkowy w tym wszystkim. Pozostała nam Ava, która urodziła się jeszcze bardziej wyjątkowa niż jej brat, a mianowicie miała skrzydła – takie, których nie można było się pozbyć. Jednak niewiele osób mogło ją poznać, była odizolowana od ludzi, choć miała przyjaciół, a nawet wielbiciela. Trochę roztrzepana i zdecydowanie za bardzo ciekawska, choć momentami zapobiegawcza. O Nathanielu Sorrowsie tylko napomknę, bo był chorobliwie pobożny, wręcz fanatycznie, niezwykle nienormalny osobnik, bardzo niebezpieczny.
"Miłość, jak powszechnie wiadomo, kieruje się własną logiką, za nic mając nasze plany czy zamiary."

     Nie będę ukrywała, że czuję lekki zawód po przeczytaniu, bo opis jest trochę zwodniczy i z pewnością nie oddaje faktycznego stanu, gdyż historia Avy to zaledwie fragment całości, choć przecież powinna skupiać się właśnie na niej. Osobliwe i cudowne przypadki Avy Lavender okazała się być trochę mdłą i mało energiczną książką, przyznam, że brakowało mi dynamiki. Leslye Walton ma nieco monotonne i modne, ciężko było mi się wciągnąć w tę historię… Język też nie należał do zbyt wyszukanych, jedyne co, to podobało mi się umiejscowienie akcji w latach 1904-1959 (wybaczcie tak rozległy zakres dat, jednak tak to właśnie wyglądało w powieści). Zawiera w sobie nikłe elementy zaskoczenia, jednak nie oczekiwałabym wiele. Jest to dosyć przyjemna powieść, ale nie ukrywam, że była po prostu trochę nudna, a opis jest po prostu mylący i niezbyt pokrywa się z pierwszymi i kolejnymi wyobrażeniami o tej historii.

"Potwierdziło to fakt, że niektóre poświęcenia nie są warte zachodu. nawet, a może właściwie w szczególności te, na które ludzie zdobywają się z miłości."

     Do tej książki przyciągnęła mnie głównie okładka i dosyć interesujący tytuł. Okładka jest dosyć minimalistyczna i przyjemna, ma raczej nietypową fakturę i jest urozmaicona w ładne, subtelne złote tłoczenia.


     Reasumując, jest mi trochę przykro, że ta książka nie spełniła moich oczekiwań – tak wiem, nie powinnam z góry czegoś zakładać i oczekiwać. Bohaterowie są dosyć specyficzni i da się ich lubić, choć trochę mnie nudzili, jak w sumie cała historia, brakowało mi w niej bardzo dynamiki i po prostu tego czegoś. Jest to debiut Leslye Walton i przykro mi stwierdzać, ale nie należy według mnie (jeśli muszę zaznaczyć), do zbyt udanych – zarówno pod względem technicznym, jak i fabularnym. Odniosłam wrażenie, że autorka miała interesujący pomysł, ale nie wiedziała jak go rozwinąć czy w ogóle w jakiś sposób go ugryźć, zabiła potencjał i to w trybie ekspresowym niestety.

Pozdrawiam, Sara ❤

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Komentując zostawiasz po sobie niezmywalny ślad i przy okazji motywujesz do działania. Zostaw w komentarzu adres swojego bloga, na pewno odpowiem :)

Szablon dla Bloggera stworzony przez Devon. Wszelkie prawa zastrzeżone. ©Sara Kałecka