"Za bardzo się przejmujesz i za dużo oddajesz z siebie innym. Ile na koniec ci zostaje?"
Zanim się wzięłam za drugi egzemplarz z serii Stars musiałam zrobić przerywnik, żeby trochę ochłonąć od historii Kariny i Kaela. Tym razem czytanie szło mi zdecydowanie lepiej, ale niekoniecznie coś poprawiło się względem fabularnym.
"Miłość tak silna, że spala wszystko, czego dotknie."
Karina Fisher Niewiele się zmieniło od poprzedniego tomu, dalej ma pracę - masażystki, mały domek, który stara się w miarę możliwości remontować i ulepszać, a także około 21 lat (na początku 20, ale w trakcie trwania książki kończy wraz z Austinem 21 lat). Jednak nie pałam do niej jakąś wybitną sympatią - bardzo niezdecydowana, infantylna i w tym tomie ekscytuje się absolutnymi bzdurami. W poprzednim tomie była dla mnie dosyć neutralna, aczkolwiek The Darkest Moon autorka zrobiła z niej irytującą dziewczynkę, która jak już się uprze przy jednym, to kompletnie nie potrafi odpuścić. W sumie liczyłam na poprawę, ale Kalina z postaci neutralnej awansowała na irytującą nerwuskę, która jest uparta jak osioł i w sumie mocno egoistyczna w niektórych kwestiach.
Warto też wspomnieć trochę Kaelu Martinie, w dalszym ciągu jest małomówny, ale jest u niego mały progres - przestał się tak panoszyć, Choć i tak był trochę wszechobecny w życiu Kariny - ale to głównie ze względu na przyjaźń z austinem. Jest dosyć sztywny, jakiś taki mdły i mało charakterny. Dalej mnie drażnił, ale nie są mnie, i jak w poprzednim tomie - przestał pchać nos w nie swoje sprawy, a przynajmniej częściowo. Mam wrażenie, że w jego kwestii autorka bardziej się postarała, mimo iż oba tomy niedzieli duża odległość czasu (akcji rzecz jasna). O Austinie też trochę napomknę, stara się być odpowiedzialny, ale popełnia naprawdę sporo błędów, nie widzi też nic złego w zatajaniu prawdy i głównie tym mocno mnie irytował. Mam nadzieję, że dojrzeje.
"Kiedy ludzie znają mało szczegółów, to zwykle sami dorabiają sobie niezłe historie."
Fabularnie w sumie nic się nie zmieniło, dalej do żadnego konkretnego punktu ta książka nie zmierza - jestem tak samo skonstruowana, jak przy określaniu celu poprzedniego tomu, brak mi tu tej iskry, którą autorka potrafiła ująć w After. Znowu mamy kłótliwych bohaterów, którzy nie do końca wiedzą dokąd to zmierza, są nerwowi i niezbyt dopracowani - niektórzy wręcz irytujący, ale kurczę momentami dało się ich lubić. Kwestia językowa też do zagmatwanych nie należy - prosto, dosyć zwięźle i po prostu niewymagająco. Ogólnie lubię pióro autorki, należy do tych lżejszych i łatwo wciągających, momentami Anna Todd potrafi też zaskoczyć - The Darkest Moon zakończenie mnie zaskoczyło i w sumie zaciekawiło na tyle, że sięgnę po kontynuację z czystej ciekawości, jak potoczyły się losy bohaterów. Najbardziej do gustu przypadły mi playlisty umieszczone w tomach - przesłuchałam obie i w sumie niektóre piosenki znałam, a inne wpadły mi w ucho.
Co do okładki, to zdecydowanie bardziej przypadła mi do gustu ta matowa, właśnie The Darkest Moon, kolorystycznie jest naprawdę ładna i uwydatnienie księżyca było interesującym zabiegiem, który w sumie mnie kupił.
Reasumując, The Darkest Moon czytało mi się nieco lepiej niż pierwszy tom serii Stars - jakoś łatwiej było mi się w nią wciągnąć, mimo że była trochę zbyt monotonna, odrobina u męcząca. Nie mogę jej jednak odmówić faktu, iż była dosyć emocjonalna - głównie przy końcówce, ale jednak coś z tego było. Oba tomy to dla mnie średniaki, które miło się czyta, aczkolwiek szału nie było. Nie ukrywam, że bardziej od Stars przypadła mi do gustu seria After, była o wiele bardziej dynamiczna. Jednak każdy z nas ma inny gust i uważam, może warto mimo wszystko przekonać się samemu, czy czasem wam spodoba się bardziej.
Pozdrawiam, Sara ❤
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Komentując zostawiasz po sobie niezmywalny ślad i przy okazji motywujesz do działania. Zostaw w komentarzu adres swojego bloga, na pewno odpowiem :)